Gwałtowny wiatr i burza zmusiły uczestników wycieczki na Węgierską Górkę do schowania się pod drewnianym dachem szałasu. "Piorun strzelił z taką mocą , że cztery osoby zostały powalone na ziemię. Jedna przez kilka sekund wiła się w konwulsjach. Prąd przeszedł na szczęście po ziemi, a nie trafił bezpośrednio w dzieci. Inaczej byłaby tragedia" - powiedział dziennikowi.pl ksiądz Zygmunt Mizia z beskidzkiego GOPR.

Reklama

Lekarze zatrzymali porażonego chłopca w szpitalu. Jego życiu już nic nie grozi.