"Wystarczy, że terrorysta będzie znał konstrukcję samolotu. Usiądzie w odpowiednim miejscu i choćby z obcasa rozpyli gaz, podpali i koniec!" - mówi dziennikowi.pl Jerzy Łukasiewicz, specjalista od materiałów wybuchowych. Dodaje, że w zasadzie już ilość gazu, jaka się mieści w zapalniczce, może spowodować wielką katastrofę.
"A są już takie materiały wybuchowe, których żaden wykrywacz nie znajdzie. Bo nie są związkami nitrowymi i azotowymi. A tylko takie da się wykryć" - ostrzega Łukasiewicz.
Dlatego podstawowym zadaniem specłużb jest znalezienie jeszcze przed startem materiałów wybuchowych lub takich, które mogą w prosty sposób w trakcie lotu stać się wybuchowymi (np. po zmieszaniu dwóch, osobno niegroźnych, składników).
Terrorysta, który przemyci na pokład nawet niewielką bombę, po starcie samolotu staje się śmiertelnie niebezpieczny. Zamachowcy, których schwytano właśnie w Londynie, mieli się wysadzić nad Atlantykiem.
Wojskowi eksperci nie pozostawiają złudzeń. Dobrze wyszkolonemu terroryście wystarczy kilkanaście gramów silnego materiału wybuchowego, żeby rozsadzić samolot na kawałki. A materiały te może wnieść na pokład w stanie płynnym, np. w butelce po mleku dla dziecka albo w fiolce perfum. Tak właśnie chcieli zaatakować terroryści schwytani w nocy w Londynie. I dlatego w Wielkiej Brytanii nie będzie teraz można wnosić do samolotu nic więcej poza dokumentami, okularami czy chusteczkami.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama