Scena jak z sensacyjnego filmu. Samochody na sygnale, uzbrojeni w długą broń funkcjonariusze na pokładzie samolotu. A wszystko dlatego, że na lotnisku wojskowym w Krzesinach nieoczekiwanie wylądował... samolot pasażerski z Turcji. Po kilku godzinach strachu okazało się, że pilot, a dokładnie pani pilot pomyliła lotniska.

Niespodziewane lądowanie z dwustoma turystami na pokładzie wywołało panikę wśród wojskowych. "W związku z lądowaniem obcej maszyny na terenie bazy wojskowej NATO uruchomiono procedury kryzysowe" - przyznał Sławomir Orłowski, rzecznik bazy Krzesiny. Skontrolowano bagaże, sprawdzono załogę alkomatem.

Nie mniej zdezorientowani byli pasażerowie. Tym bardziej, że po wylądowaniu nie pozwolono im wyjść z samolotu, a pilotująca go Turczynka zamknęła się w kokpicie i długo nie chciała wyjść. "Podawono nam sprzeczne informacje, mylące. Stewardesy głupio się uśmiechały. Przyjechała straż pożarna, straż graniczna. Wszyscy mówili, że musimy czekać, ale nie mówili dlaczego. Narobili tyle szumu!" - opowiadała wściekła i zmęczona pasażerka.

Wściekli byli także podróżni, którzy tym samym samolotem mieli lecieć na wakacje do Turcji oraz osoby czekające na powracających wycieczkowiczów. Na Ławicy czekało ponad sto osób! Wszyscy skarżyli się, że dopiero po dwóch godzinach poinformowano o kłopotach z tureckim samolotem. Trudno im było uwierzyć, że pilot pomylił miejsce lądowania.

Nie wiadomo, jak doszło do pomyłki. Pilot wykonywał komendy wieży kontrolnej na Ławicy, lotnisko wojskowe było wyłączone z użytkowania, zaś pas startowy nie był oświetlony mimo zmroku.

Dopiero po trzech godzinach samolot dostał zgodę na start z bazy wojskowej i przeleciał na lotnisko cywilne. Kilkanaście minut po północy zabrał turystów i odleciał z powrotem do Turcji.

Sprawę pomyłki mają wyjaśnić Agencja Ruchu Lotniczego, Komisja Badania Wypadków Lotniczych i służby wojskowe.