"Ostatni sygnał o nich mamy ze stacji paliw Statoil w miejscowości Gręzów pod Siedlcami. Zarejestrowały ich tamtejsze kamery. Być może ktoś ich zauważył, być może ktoś za nimi jechał" - powiedział rzecznik komendanta stołecznego policji podinsp. Mariusz Sokołowski.

Na apel policjantów odpowiedziało mnóstwo osób. Dziesiątki świadków zgłaszają się do nich, twierdząc, że widzieli zaginionych. Każdy z nich jest przesłuchiwany, być może ich informacje pomogą w odnalezieniu funkcjonariuszy.

Jak dowiedział się dziennik.pl, w poszukiwania włączyło się biuro do walki z terrorem kryminalnym Komendy Stołecznej Policji. Pracują tam jedni z najlepszych i najbardziej doświadczonych funkcjonariuszy. Starają się wyśledzić telefony komórkowe zaginionych.

Wewnętrzne śledztwo w sprawie zniknięcia sierżanta Tomasza Twardo i posterunkowej Justyny Zawadki zlecił już minister Ludwik Dorn. Jego rzecznik Tomasz Skłodowski potwierdził informacje, do jakich dotarł dziennik.pl - policjanci odwozili do Siedlec Tomasza Serafina, jednego z dyrektorów w MSWiA. Poprosił ich o to, bo... spóźnił się na pociąg i postanowił wykorzystać policyjne auto do prywatnych celów.

Z Siedlec do Warszawy policjanci wracali już sami. Ostatni raz kontaktowali się około godz. 3 w nocy. Jechali nieoznakowanym, zielonym polonezem o numerach rejestracyjnych WJ 09398.

Policja użyła już wszelkich dostępnych środków, by odszukać zaginionych. Trasę ich przejazdu patrolował śmigłowiec, specjaliści przeszukiwali teren kamerami termowizyjnymi, które wychwytują najmniejsze zmiany temperatury otoczenia. Na razie nic.

Dlatego policjanci proszą wszystkie osoby, które widziały w nocy zaginionych funkcjonariuszy bądź ich samochód, o szybki kontakt z najbliższym komisariatem.