To pan przed trzynastu laty zatrzymał w szałasie w Puszczy Bukowej Stanisława Antczaka. Czy "laserowy snajper" i dawny "Janosik" to ta sama osoba?

KRZYSZTOF GAŁCZYŃSKI: To bardzo prawdopodobne. Wiele rzeczy dokładnie przypomina te sprzed lat. Tylko ta broń mi nie pasuje do "Janosika"... To nie był typ człowieka, który chce krzywdzić ludzi. No chyba, że coś się zmieniło przez te lata.

Cofnijmy się do 1993 roku. Był pan wtedy dochodzeniowcem w komisariacie w Szczecinie Dąbiu. W spokojnej dotychczas okolicy zaczęły powtarzać się włamania i napady. Zaczęliśmy wiązać te sprawy ze sobą. Nie mieliśmy pojęcia, kto to może być, więc nadaliśmy sprawie kryptonim Janosik. Nazbierało się trochę tych spraw, a my wciąż byliśmy bezradni. Ofiary opowiadały potem o człowieku w kominiarce. Bywało, że groził nożem, ale nigdy nie zrobił nikomu krzywdy.

Szukaliście go wtedy w Puszczy Bukowej?

Szczerze mówiąc, nawet nam to głowy nie przyszło. Najbardziej prawdopodobne wydawało nam się, że jest to mieszkaniec Podjuch (jedna z dzielnic na Prawobrzeżu Szczecina).

Przełomem okazała się informacja grzybiarza, który znalazł kryjówkę w gęstwinie?

Dokładnie. Pewnego dnia otrzymaliśmy informację o dziwnym zdarzeniu. Grzybiarz zauważył mężczyznę zaszywającego się w gęstwinie niedaleko dawnej kopalni gliny.

Reklama

Domyśliliście się, że to może być wasz "Janosik"?

Tak. A ponieważ "Janosik" grasował tylko w nocy, postanowiliśmy zaskoczyć go wczesnym rankiem. Poszliśmy tam we trzech. Szałas był doskonale ukryty. Tam są jeszcze pozostałości fundamentów po niemieckich budynkach. Aby dojść do szałasu trzeba było przejść po bardzo wąskim murku. Z jednej strony gęste krzaki tarninu, z drugiej wysoki na 3 metry spad.

Zatrzymaliście go bez problemu?

Jeszcze zanim dotarliśmy do samego szałasu, spotkała nas niespodzianka. Na ścieżynce w krzakach Antczak na wysokości kostek rozwinął przewód elektryczny. Gdy ktoś zbliżał się do kryjówki i natknął się na pułapkę, to w środku zapalała się lampka i od razu wiedział, że ma nieproszonych gości. Na szczęście w porę zauważyliśmy przewód. Kiedy weszliśmy do szałasu, spał sobie w najlepsze. Był kompletnie zaskoczony. Poddał się bez słowa.

Mieszkał w lesie co najmniej 1,5 roku. Jak to możliwe?

Urządził się doskonale. Pierwszym zaskoczeniem dla nas był prąd. Wokół żadnej latarni, żadnego słupa - nic, skąd mógłby go podciągnąć. Potem odkryłem, że podłączył się do oddalonego o kilkaset metrów słupa. Prawdziwy majstersztyk. Podkopał się pod ten słup, a przewód podciągnął ukrywając go pod ściółką. Kabel uziemiający poprowadził do pobliskich torów kolejowych. Sama kryjówka składała się z trzech pomieszczeń, w tym magazynu i kuchni. Naściągał tam masę materiałów budowlanych - folii, siatek maskujących, styropianu. Miał 200 litrową beczkę przerobioną na piecyk. Oglądał sobie filmy na odtwarzaczu VHS. Kasety miał z włamania do wypożyczalni.

Wspomniał pan o magazynie. Co w nim było?

Antczak to typ chomika. On nie handlował skradzionymi rzeczami tylko je gromadził.

Antczak trafił do aresztu, potem do więzienia. Pan często się z nim widywał, przesłuchując go do różnych spraw. Jakie wrażenie na panu wywarł?

Na początku było ciężko. Odpowiadał tylko: tak i nie. Potem, z czasem, zaczął być bardziej rozmowny. Zawsze jest tak, że między przestępcą a rozpracowującym go policjantem nawiązuje się specyficzny rodzaj porozumienia. Antczak to typ samotnika, nie każdy zdecydowałby się na życie w tak ekstremalnych warunkach. Pamiętam jedną sytuację. Przyszedłem do aresztu, a Antczak zamiast bujnej brody ma na środku kępę włosów, taką kozią bródkę. Pytam: coś ty ze sobą zrobił, Stasiu? A on odparł ze spokojem, że chciał zobaczyć, jak będzie wyglądał bez brody, więc powyrywał sobie włosy.

Powiedział, dlaczego wybrał takie życie?

Nie. Ale oznajmił mi podczas jednej z rozmów, że jak tylko wyjdzie na wolność, to wróci do Puszczy Bukowej i tak się zaszyje, że już żaden policjant go nie znajdzie. Powiedział też, że wtedy będzie mądrzejszy, bo skoro go znaleźliśmy, to znaczy, że jego kryjówka nie była doskonała. I że już wie, jakie udoskonalenia wprowadzić. Mówił, że zakopie się w ziemi pod nasypem kolejowym.

Wierzył pan, że wróci?

Nie wierzyłem. Dopiero jak na początku tego tygodnia zadzwonił do mnie naczelnik wydziału kryminalnego komisariatu w Dąbiu i zapytał, czy pamiętam "Janosika" i czy moim zdaniem sposób działania snajpera nie wskazuje na niego, pomyślałem: no, to Stasiu wrócił na stare śmieci.

Koledzy poprosili pana o pomoc w poszukiwaniach "laserowego snajpera". Nikt nie zna go tak dobrze jak pan.

To prawda. Poproszono mnie, abym zaprowadził ich do tamtej dawnej kryjówki. Ale tam już śladu nie ma po szałasie. Dokładnie sprawdziliśmy też nasyp kolejowy, o którym wspominał w areszcie. Niestety tam go nie ma.

Myśli pan, że jest w Puszczy? Przecież las został przeczesany przez policję, nad drzewami latał śmigłowiec z kamerą termowizyjną - nic nie znaleziono.

On przez jakiś czas wychowywał się w pobliskim domu dziecka. Kiedy inne dzieci szły do szkoły, on znikał na całe dnie w lesie. Zna te tereny jak własną kieszeń.

Policjanci znaleźli ostatnio namiot i gliniankę w śród drzew. To mogło być jego?

Zbyt prymitywne jak na Antczaka.

Będzie pan przy zatrzymaniu "Janosika"?

Z pewnością nie. Ale chciałbym się z nim zobaczyć i móc mu powiedzieć: Widzisz, jednak nas nie przechytrzyłeś.



*asp. szt. Krzysztof Gałczyński w 1993 roku jako dochodzeniowiec z komisariatu Szczecin Dąbie zatrzymał przestępcę w szałasie w Puszczy Bukowej