Słuchacze radia RMF opowiadali, że przez godzinę nie można było dodzwonić się do służb miejskich, by dowiedzieć się, co się dzieje. "Uspokoiliśmy się dopiero, gdy przyjechał jeden samochód straży miejskiej i jeden straży pożarnej" - relacjonował jeden z nich.

Odpowiedzialni za zarządzanie kryzysowe w mieście nie mają sobie nic do zarzucenia. Twierdzą, że wszystko było pod kontrolą, a te osoby, które dodzwoniły się pod telefony alarmowe, uspokajano. Alarm miało wywołać uderzenie pioruna.