Jak powiedział PAP rzecznik komendanta stołecznego policji Maciej Karczyński, policja skieruje też do sądu wniosek o ukaranie organizatora manifestacji, bo nie było na nią pozwolenia.

Reklama

Wspólnota Wyznaniowa Ras Tafari chciała zorganizować w środę trzy marsze. Miały one wyruszyć o godz. 15 z trzech miejsc w centrum stolicy; wszystkie miały zakończyć się przed Sejmem.

Ostatecznie kilkadziesiąt osób zebrało się w pobliżu Komendy Głównej Policji. Tam do organizatora podeszli policjanci, poprosili go o pokazanie zgody na manifestację. Okazało się, że jej nie miał. Poinformowali go więc, że zgromadzenie jest nielegalne i że skierują do sądu wniosek o jego ukaranie. Wtedy uczestnicy manifestacji rozeszli się i przeszli pod Sejm.

Dotarła tam także jedenastoosobowa grupa spod Ronda Waszyngtona. Przed gmachem Sejmu zebrała się ok. setka osób, skandując hasła: "Moja stara też to jara" oraz "Sadzić, palić, zalegalizować". Protest był zabezpieczany przez policję. Funkcjonariusze wylegitymowali uczestników manifestacji.

Reklama

"Wszyscy jesteśmy tu legalnie, policja może nas tylko wylegitymować" - mówił przez megafon Tomasz Obara, jeden z uczestników marszu. Manifestujący również spisali dane funkcjonariuszy policji. "Wczoraj wy nas spisywaliście, dzisiaj my was" - dodał Obara.



Przed godziną 18.00 na miejsce manifestacji dowieziono dodatkowy sprzęt dla manifestujących. Były to karimaty, śpiwory i namioty, w których pikietujący chcą spędzić noc. Policjanci zabronili rozkładania sprzętu na trawniku, argumentując że jest to teren miasta, a uczestnicy nie przedstawili zgody na legalne przebywanie w pobliżu Sejmu.

Reklama

Mimo to - jak powiedział PAP Karczyński - jeden z mężczyzn próbował rozbić namiot. "Gdy podeszli do niego policjanci, zostali zaatakowani przez dwóch innych mężczyzn. Całą trójkę przewieziono na komendę" - dodał.

Pierwszy z zatrzymanych odpowie za wykroczenie. Dwaj pozostali - prawdopodobnie za czynną napaść na funkcjonariuszy.

Po incydencie uczestnicy manifestacji rozeszli się. Kilkanaście osób - jak powiedział Karczyński - przeszło pod śródmiejską komendę, gdzie czekają na zwolnienie kolegów. "Jest spokojnie" - dodał rzecznik.

Adam Fularz ze Wspólnoty Wyznaniowej Ras Tafari informował wcześniej PAP, że marsze miały być odpowiedzią "na niemożność zorganizowania pochodów przez inicjatywę Wolne Konopie (domagającą się legalizacji marihuany)". "Zablokujmy nieco ruchu w tym mieście. Ogłośmy też światu, że zabrania się ludziom w Polsce na ulicach spotykać" - dodał w komunikacie przesłanym PAP.



Stołeczny ratusz odmówił wcześniej z przyczyn formalnych rejestracji demonstracji inicjatywy Wolne Konopie. Decyzję podtrzymał wojewoda mazowiecki.

Jak powiedział w środę PAP Marcin Ochmański z biura prasowego urzędu miasta, inicjatywa chciała zorganizować w centrum Warszawy, w godzinach popołudniowego szczytu komunikacyjnego, po trzy przemarsze przez kolejne 12 dni. "Odmowa rejestracji nastąpiła z przyczyn formalnych, nie miała związku z organizatorem. Demonstracje mogły przyczynić się do poważnych utrudnień w ruchu i mieć wpływ na bezpieczeństwo mieszkańców. Organizatorzy nie chcieli kompromisu, otwarcie ogłaszali, że chodzi im o to, by spowodować utrudnienia komunikacyjne, nie byli skłonni do ustępstw" - podkreślił Ochmański. Przypomniał, że w maju manifestacja inicjatywy Wolne Konopie została zarejestrowana.

Rastafarianie tworzą wspólnotę światopoglądową i religijną. Ruch Ras Tafari oznacza obecnie przyjęcie określonego stylu życia: unikanie tzw. twardych narkotyków (akceptacja marihuany), alkoholu, wegetarianizm. Rastafarianie przeciwstawiają się zachodniej cywilizacji, która - według nich - jest nowym Babilonem, działającym destrukcyjnie na człowieka i niszczącym w nim dobro.