Tygodnik "Wprost" dotarł do 57 tomów akt ze śledztwa smoleńskiego. Prokuratura zapowiedziała, że wszczyna postępowanie w związku z upublicznieniem tych materiałów.

Z publikacji "Wprost" wynika m.in., że prokuratorzy poświęcają bardzo dużo energii badaniu hipotezy, czy gen. Andrzej Błasik siedział za sterami samolotu. O jego relacje z załogami rządowych samolotów śledczy - jak napisano - wypytywali pilotów, ich rodziny, znajomych, łącznie kilkanaście osób. Dziennikarze powołują się przy tym m.in. na zeznania Magdaleny Protasiuk, wdowy po kpt. Arkadiuszu Protasiuku.

Reklama

Jestem bardzo zniesmaczony tym, że doszło do takiej publikacji. Rozumiem, że dziennikarze muszą docierać do informacji, to jest ich zawód i to jest zupełnie zrozumiałe. Natomiast nie do końca rozumiem dlaczego, jeżeli już dziennikarze dotarli do takiej informacji i do aż 57 tomów, to muszą o tym publicznie informować i narażają rodziny oraz pełnomocników na szereg nieprzyjemności, a zwłaszcza konsekwencji prawnych i faktycznych, polegających przede wszystkim na tym, że dostęp do akt sprawy będzie bardzo ograniczony, zwłaszcza co do robienia fotokopii" - powiedział mecenas Rogalski w Radiu ZET

Rafał Rogalski odniósł się także do sugestii, jakoby gen. Błasik mógł siedzieć za sterami tupolewa.

"W kokpicie mógł siedzieć, natomiast na pewno nie za sterami samolotu. Nie ma jakiegokolwiek materiału dowodowego, który by potwierdzał, aby gen.
Błasik siedział za sterami samolotu. Natomiast wczorajsza publikacja <Wprost>, no sugerowałaby, że co najmniej mógł siedzieć, no pomiędzy mógł a siedział jest zasadnicza różnica, brakuje materiału dowodowego, który w sposób zarówno kategoryczny, jak i prawdopodobny by to potwierdzał" - stwierdził mecenas.