O śmierci pacjentki napisała "Gazeta Wyborcza" w krakowskim dodatku lokalnym. Chora na raka nerki Janina Orczyk pozwała Ministerstwo Zdrowia i NFZ. Za odmowę leczenia domagała się 150 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia i 18 tys. zł renty, za które miała zamiar kupować sobie leki. Proces w tej sprawie ruszył 8 sierpnia ub. r. Wcześniej strony nie zawarły ugody przed sądem, a sąd oddalił wniosek NFZ o odrzucenie pozwu z powodu niedopuszczalności drogi sądowej. Uznał, że pozew powinien zostać rozpoznany merytorycznie przed sądem.
Pacjentkę, po operacji wycięcia nerki, pod koniec 2009 roku leczono interferonem. Lekarstwo nie poskutkowało, choroba nasiliła się. Od stycznia do marca 2010 r. pacjentka nie była leczona, ponieważ NFZ nie wyraził zgody na leczenie innym lekiem - sutentem. Przepisy zakazywały podania tego leku pacjentom, którzy wcześniej byli leczeni interferonem.
W marcu ojciec pacjentki kupił opakowanie innego leku, który przyniósł znaczącą poprawę. Kolejne dwa wnioski szpitala o sfinansowanie dalszych dawek tego leku NFZ rozpoznał odmownie. Kurację jednak kontynuowano - dwa opakowania przekazał szpital (dostał je od firmy farmaceutycznej), trzecie lecznica zakupiła z własnych środków. Lekarstwo w ostatnim okresie nie skutkowało, konieczny był inny lek.
Od początku sierpnia pacjentka znów pozostawała bez leczenia. Kolejny, czwarty wniosek, napisany przez Centrum Onkologii na nowy specyfik - afinitor, dotarł do NFZ w dwa dni po rozpoczęciu procesu i w tym samym dniu został pozytywnie rozpatrzony. Poprzednie wnioski - po miesięcznym terminie oczekiwania - NFZ załatwiał odmownie.
Według NFZ, o takim postępowaniu decydowały przepisy. "Pacjentka najpierw była leczona interferonem - nieskutecznie. Potem Centrum Onkologii chciało włączyć ją do programu leczenia sutentem, natomiast zgodnie z rozporządzeniem ministra, leczenie interferonem dyskwalifikowało ją z leczenia sutentem" - wyjaśniała wówczas PAP Jolanta Pulchna z NFZ.
Jak podała, wskazywany potem przez konsultantów onkologicznych inny lek, zakupiony przez rodzinę, nie mógł być zaakceptowany, ponieważ posiadał negatywną opinię Agencji Oceny Technologii Medycznych. Natomiast ostatni wniosek, dotyczący leku afinitor, został rozpatrzony pozytywnie, ponieważ lek nie posiadał negatywnej opinii Agencji Oceny Technologii Medycznych.
"Jestem wdzięczna Funduszowi, że tak szybko rozpatrzył wniosek, ale ten lek otrzymałabym i tak. Zyskałam tylko na czasie, bo nie musiałam czekać miesiąca na decyzję, jak poprzednio. Proces będzie toczył się i tak, chodzi mi o zasadę, bo nie może być tak, żeby urzędnicy zza biurka decydowali o czyimś życiu" - powiedziała Janina Orczyk. Zmodyfikowała wówczas żądania pozwu. Jak napisała GW, u chorej "pod koniec stycznia wdało się zapalenie oskrzeli. Badania pokazały, że są przerzuty do mózgu, wątroby i kości. (...) Umiera 15 lutego".
"Śmierć pani Janiny jest gorzką puentą tej sytuacji. To dowód na porażkę lekarzy, ale i na porażkę systemu, bo jednak nie zrobiono wszystkiego, co można było, żeby choćby przedłużyć jej życie" - powiedziała PAP radca prawny Jolanta Budzowska.
Jak podkreśliła, pacjentce zależało na udowodnieniu, że "nasz system jest źle pomyślany i źle zorganizowany", ponieważ nawet w ramach przyjętych procedur mógłby lepiej działać. "Oprócz udowodnienia tych nieprawidłowości chciała także, aby coś się zmieniło" - podkreśliła prawniczka. Wyraziła nadzieję, że córka będzie chciała doprowadzić proces do końca jako następca prawny.
"Proces toczy się swoim torem. Zostali przesłuchani świadkowie oraz pani Janina. Oczekujemy jeszcze na opinię onkologa" - powiedziała Jolanta Budzowska. Podkreśliła, że sprawa spotkała się z ogromnym odzewem chorych, którzy nie potrafią odnaleźć się ze swoją chorobą w systemie. Powołała się także na bardzo korzystne dla sprawy zeznania kierownika Kliniki Onkologii Wojskowego Instytutu Medycznego prof. Cezarego Szczylika.