Sprawą zajmowała się w czwartek sejmowa Komisja Infrastruktury, do której zwrócili się o to członkowie KBWL. W czasie posiedzenia nie brakowało ostrych wymian zdań między parlamentarzystami, a także członkami komisji badawczej i ich szefem - płk. Klichem.

Reklama

W styczniu media doniosły, że w komisji funkcjonującej w resorcie ministra Cezarego Grabarczyka panuje konflikt. W czwartek na posiedzeniu komisji Grabarczyk potwierdził oficjalnie, że członkowie komisji zwrócili się do niego o odwołanie Edmunda Klicha z funkcji szefa, a on wniosku nie uwzględnił i 14 stycznia przedłużył mu okres urzędowania w komisji na kolejne 5 lat. Jak przypomniał Grabarczyk, 5 lat temu funkcję szefa komisji Klichowi powierzył ówczesny minister Jerzy Polaczek (dziś poseł PiS).

W tej sytuacji członkowie komisji zwrócili się do sejmowej Komisji Infrastruktury. Do członków KBWL zwrócił się wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Infrastruktury Stanisław Żmijan. "Czemu upubliczniacie ten spór w tak gorącym okresie, po raporcie MAK o katastrofie smoleńskiej, a przed polskim raportem?" - pytał.

"Zależało nam na tym, aby sprawa pozostała wewnętrzną kwestią w naszej komisji, ale po publicznych wypowiedziach pana Klicha zwróciliśmy się do państwa o to spotkanie" - odpowiedział posłom wiceszef KBWL Maciej Lasek.

Jak dodał członek komisji Witold Targalski, chodzi o słowa Klicha wypowiadane w mediach, jakoby jego podwładni byli "nierobami" i nie robili nic ponad picie kawy. "Oczekujemy przeprosin za te pomówienia" - podkreślił Targalski.

"Nie przypominam sobie, żebym takie słowa mówił, nie pamiętam wszystkiego co było w telewizji, więc nie widzę powodu, żeby przepraszać w mediach. Jeśli były jakieś niezręczności, to przepraszam tu, na komisji" - replikował Klich, ale zarazem dodał, że uważa za prawdę słowa, że członkowie komisji "przez dwie godziny piją kawę". "Są na to zdjęcia" - powiedział, zarazem deklarując, że jeśli sąd nakaże mu przeprosić, on to uczyni bez wahania.

O upublicznienie informacji na temat wniosku ws. odwołania przewodniczącego komisji Klich podejrzewa - choć zaznaczył, że nie ma pewności - członka komisji Stanisława Żurkowskiego. "To pomówienie" - odpowiedział Żurkowski, który przyznał, że to on podpisał się pod wnioskiem o odwołanie Klicha.

Reklama

"Było to naturalne, bo 5 lat temu to ja opiniowałem ministrowi Polaczkowi kandydaturę płk. Klicha do komisji" - mówił Żurkowski. "Chcieliśmy, aby ten wniosek był naszą sprawą wewnętrzną, ale stało się inaczej, bo ktoś wyniósł tę informację do prasy. Oświadczam, że nie byłem to ja" - dodał.

Klich uważa, że dyscyplina w pracach komisji zapanowała dopiero obecnie. "Wszyscy przychodzą do pracy na ósmą i robią co trzeba" - mówił. Po posiedzeniu wiceprzewodniczący Lasek w rozmowie z dziennikarzami mówił, że osobiście nie miał nic przeciwko temu, jeśli któryś z członków komisji ma taki styl pracy, że przychodzi do niej później, ale przepracowuje przepisową, lub nawet większą, liczbę godzin. "Za które nikt nam nie płaci" - dodał.



Wcześniej Klich i Grabarczyk mówili, że komisja pracuje bardzo wydajnie i bada wiele zdarzeń lotniczych - także takie, których wyjaśnianiem nie zajmują się komisje innych krajów - np. incydenty i wypadki z udziałem spadochroniarzy i motolotni. "I zawsze pracuje się w składach trzyosobowych, choć w komisjach innych państw niektóre zdarzenia bada jeden członek komisji. Może należy rozważyć zwiększenie liczby członków komisji z 15 do 25" - zasugerował.

"Po oddaleniu naszego wniosku ws. przewodniczącego komisji współpraca jest trudna, ale musimy iść dalej. Jesteśmy profesjonalistami i na komisji nie rozmawiamy o sprawach personalnych, tylko o badaniu zdarzeń lotniczych" - komentował Lasek w rozmowie z mediami.

Działanie płk. Klicha - jako polskiego akredytowanego przy MAK - krytykował też w czasie posiedzenia komisji Antoni Macierewicz (PiS). Jego zdaniem E. Klich "wprowadza w błąd" opinię publiczną, mówiąc, że większość ustaleń z raportu MAK to prawda, czy podając inne szczegóły techniczne. "Może poseł Macierewicz by mi doradził lepiej, ale 10 kwietnia wyjechał z Katynia i nie przyjechał na lotnisko w Smoleńsku, gdzie ja byłem, więc nie mogłem skorzystać z jego rad" - ironizował w odpowiedzi Klich.