"Ponieważ nie mamy wraku, nie mamy pomocy urzędników pana premiera, w związku z tym postanowiliśmy ze zdjęć robionych w odległości czasowej jak najkrótszej - godzinę dwie, trzy (od katastrofy), wtedy kiedy te części nie były jeszcze ruszone - zrekonstruować, jak one wyglądałyby na korpusie samolotu, i ustalić, które z nich były najbardziej narażone na oddziaływanie zewnętrzne" - powiedział Macierewicz po czwartkowym posiedzeniu zespołu.
Zaznaczył, że prace są "na etapie dosyć zaawansowanym". Zastrzegł jednak, że jest za wcześnie na mówienie o jakichkolwiek wnioskach z dotychczasowej rekonstrukcji.
Podczas posiedzenia zespołu posłowie zobaczyli pierwsze efekty prac nad rekonstrukcją - rysunki z oznaczonymi częściami wraku, które udało się zidentyfikować na zdjęciach.
Macierewicz powiedział posłom, że nie są to żadne twarde ustalenia, za które dałby sobie uciąć głowę, ale wygląda na to, że "najbardziej rozpadły się części pod śródpłaciem - tak jakby tam nastąpiło jakieś rozerwanie".
Członkowie zespołu wysłuchali ponadto w czwartek Adama Kwiatkowskiego, pracownika kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który w dniu katastrofy przebywał w Smoleńsku i na własne oczy widział miejsce tragedii.
Macierewicz powiedział potem, że słowa Kwiatkowskiego potwierdzają, iż funkcjonariusze BOR nie zabezpieczali terenu lotniska, kiedy miał na nim wylądować samolot z prezydentem na pokładzie.
Polityk dodał też, że samolot z ochroną rosyjską dla Lecha Kaczyńskiego został cofnięty, o czym "nikt ze strony polskiej nie został poinformowany".
"Powstaje pytanie, którego nie chcę formułować w sposób nadmiernie podejrzliwy lub straszny, ale powstaje pytanie, dlaczego nie poinformowano o tym, że nie będzie żadnej ochrony. Czy to jest tak, że uznano, że ta ochrona już nie będzie potrzebna? Jak to jest, o co tutaj chodzi, dlaczego doprowadzono do takiej sytuacji, w której strona rosyjska uznała, że pan prezydent może lądować bez żadnej ochrony?" - mówił Macierewicz.
"To są pytania, które można bardziej lub mniej podejrzliwie formułować, ale wskazujące na jakąś zupełnie niezrozumiałą i straszliwą sytuację" - dodał.
Druga kwestia, która - według Macierewicza - została przez Kwiatkowskiego uwypuklona, to inne traktowanie podczas przygotowań do wizyty - przez polską ambasadę, jak i stronę rosyjską - urzędników, którzy reprezentowali prezydenta Lecha Kaczyńskiego, i tych, którzy reprezentowali premiera Donalda Tuska.
Jak mówił, potwierdza to obraz, że "urzędnicy pana prezydenta nie mieli żadnego stanowiącego głosu (w sprawie przygotowań wizyty), ale że dodatkowo (...) zarówno strona rosyjska, jak i wyznaczeni urzędnicy pana premiera działali tak, żeby utrzymywać urzędników prezydenta w jak największej niewiedzy co do podstawowych ustaleń".