Jak dowiedziała się PAP w źródłach sądowych, 2 września na wokandę Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście wraca proces Ryby i K. (nie zgadza się on na ujawnianie nazwiska), oskarżonych w aferze, która zakończyła w 2007 r. rządy koalicji PiS-Samoobrona-LPR.
Ryba i K. są oskarżeni o powoływanie się na wpływy w resorcie rolnictwa kierowanym przez Andrzeja Leppera i podjęcie się za niemal 3 mln zł pośrednictwa w odrolnieniu działki na Mazurach agentowi CBA, udającemu biznesmena - za co grozi do ośmiu lat więzienia. Według mediów mieli oni mówić agentom CBA, że konieczna będzie łapówka dla samego Leppera. W lipcu 2007 r., kiedy miało dojść do finalizacji transakcji, obaj zostali przez kogoś ostrzeżeni, tak jak i sam Lepper. Miał on 6 lipca spotkać się z Rybą, ale spotkanie odwołano. K., który w tym czasie w hotelu przeliczał 3 mln zł dostarczone przez agentów CBA, zadzwonił do Ryby. Prawdopodobnie został ostrzeżony, bo opuścił hotel; wtedy ich obu zatrzymano.
Krótko po akcji CBA premier Jarosław Kaczyński zdymisjonował Leppera oraz szefa MSWiA Janusza Kaczmarka, który "znalazł się w kręgu podejrzanych" o przeciek. Skończyło się to rozpadem koalicji PiS-Samoobrona-LPR i przedterminowymi wyborami parlamentarnymi, które jesienią 2007 r. wygrała PO. Lepper twierdził, że akcję sfingowano, by go skompromitować i odwołać.
W sierpniu 2009 r. sąd rejonowy skazał Rybę na 2,5 roku więzienia, a Andrzeja K. na grzywnę. Po apelacji obrony wyroki te uchylił w maju 2010 r. Sąd Okręgowy w Warszawie - ale tylko z powodów formalnych, nie merytorycznych; sprawa wróciła do SR. Według sądowych źródeł PAP ponowny proces może nie być długotrwały, bo "powody uchylenia wyroku nie były ważkie". Tak jak poprzedni proces, zapewne i obecny będzie niejawny.
Prokuratura w SR żądała 4 lat więzienia dla Ryby, oskarżonego o to, że będąc w kontakcie z urzędnikami resortu (w tym z Lepperem i wiceministrem Maciejem Jabłońskim) dopytywał o losy sprawy i przekazywał K. uwagi ministerstwa. Dla K., który negocjował z podstawionym jako kontrahent agentem CBA - z uwagi na to, że od początku się przyznawał i złożył obszerne wyjaśnienia - oskarżenie chciało kary grzywny.
Skazując oskarżonych, SR podkreślił, że nie badał legalności akcji CBA. Uznał, że Biuro miało podstawy do wszczęcia operacji specjalnej, bo były "wiarygodne informacje", że oskarżeni chcą popełnić przestępstwo. Od początku kwestionowała to obrona Ryby, według której CBA wręcz podżegało oskarżonych do przestępstwa. By uznać, że doszło do płatnej protekcji - czyli powoływania się na wpływy w instytucjach państwowych i oferowania załatwienie sprawy - nie trzeba ani mieć tych wpływów w rzeczywistości, ani załatwić sprawy - karalne jest już samo powoływanie się.
Zdaniem obrony, akcja CBA była nielegalna, bo Biuro na potrzeby operacji sfabrykowało komplet dokumentów, opatrując je pieczęciami gminy Mrągowo. Dokumenty te przedłożono oskarżonym do "przepchnięcia" przez ministerstwo, w celu doprowadzenia do wydania decyzji zmieniającej przeznaczenie 40 ha ziemi we wsi Muntowo. Zdaniem adwokatów, takie dowody są nielegalne - co w terminologii innych systemów prawnych nosi nazwę "owoców z zatrutego drzewa", z których sąd nie może korzystać. W Polsce taki zakaz nie istnieje. Według prokuratury, sprawa legalności akcji jest bez znaczenia dla oceny prawnej działań oskarżonych.
SR nie zakwestionował tych dowodów. Uznał, że nie można podważać legalności operacji CBA, ponieważ odbywała się ona za zgodą Prokuratora Generalnego i sądu. SR podkreślił, że to skazany Andrzej K. po tym, jak latem 2006 r. poznał się z Rybą, jako pierwszy opowiadał dolnośląskim biznesmenom, że dzięki swym znajomościom w resorcie rolnictwa może tam załatwić dowolną sprawę.
Media spekulowały, że w ponownym procesie sąd będzie badał operację CBA "od podszewki" - czego według adwokatów nie zrobiono za pierwszym razem. Obrońcy Ryby zamierzają powoływać się na ustalenia rzeszowskiej prokuratury, która we wrześniu 2010 r. oskarżyła b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego oraz jego zastępców o nadużycie uprawnień i bezprawne działania w "aferze gruntowej" (proces ma się toczyć przed tym samym SR; nie ma jeszcze terminu jego rozpoczęcia). Kamiński zapewniał, że dowiedzie niewinności przed "niezawisłym sądem".
Kaczmarek miał od sierpnia 2007 r. prokuratorski zarzut składania fałszywych zeznań i utrudniania śledztwa w sprawie przecieku z akcji CBA. Takie same zarzuty postawiono b. szefowi policji Konradowi Kornatowskiemu i b. szefowi PZU Jaromirowi Netzlowi - całą trójkę zatrzymano na krótko w sierpniu 2007 r. Śledztwa wobec nich, oraz Ryszarda Krauzego, umorzono w 2009 r. Jeszcze w 2007 r. sąd uznał za bezpodstawne zatrzymanie Kaczmarka, który żąda teraz od państwa wielomilionowego odszkodowania.
Rzeszowska prokuratura nadal prowadzi śledztwo ws. przekroczenia uprawnień przez prokuratorów, funkcjonariuszy CBA i ABW przy zatrzymaniu Kaczmarka, Netzla i Kornatowskiego. Umorzyła zaś ona śledztwo w sprawie konferencji prasowej z sierpnia 2007 r., gdy wiceprokurator generalny Jerzy Engelking ujawnił podsłuchy Kaczmarka, Kornatowskiego i Netzla.
Sprawę "afery gruntowej" badała też sejmowa komisja śledcza ds. nacisków. J. Kaczyński zeznał przed nią, że nie sugerował Kamińskiemu żadnych działań, choć rozmawiał z nim kilka razy o akcji. Były szef CBA zapewniał zaś, że CBA działało zgodnie z prawem. Według projektu raportu końcowego autorstwa posłów PO, Kamiński, mimo braku podstaw faktycznych i prawnych, zorganizował i zrealizował "prowokację polegającą na niedozwolonym podżeganiu Jacka Wróblewskiego do zachęcania Andrzeja K. [raport podaje pełne nazwisko - PAP] do popełnienia przestępstwa płatnej protekcji oraz wręczenia korzyści majątkowej znacznej wartości funkcjonariuszom publicznym zatrudnionym w Ministerstwie Rolnictwa". PiS zapowiada swe zdanie odrębne.
5 sierpnia br. Lepper został znaleziony martwy w warszawskiej siedzibie partii. Według wstępnej hipotezy prokuratury przyczyną tego samobójstwa mogły być kłopoty finansowe. Naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz twierdzi, że w rozmowie z nim sprzed kilku miesięcy Lepper miał ujawnić źródło przecieku w "aferze gruntowej" oraz chęć podzielenia się tym z prokuraturą. Zdaniem Sakiewicza Lepper miał też zamiar potwierdzić zeznania J. Kaczyńskiego z afery i obawiał się o życie.