Ja to strasznie przeżyłem - przyznaje Dymitr Książek z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Milczał przez 2,5 roku. Umówił się z kolegami, że nie będą o tym rozmawiać. Ale już nie potrafi dłużej utrzymać tego w sobie. W rozmowie z "Wprost" ujawnia dramatyczne szczegóły prowadzonej w Moskwie identyfikacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej.

Reklama

I nagle podszedł Rusek i pociągnął nos prezydentowej do góry... Wszyscy zdrętwieliśmy. On zrozumiał, co zrobił. Chciał pewnie, żeby kształt twarzy był bardziej rozpoznawalny. Ale tego nie robi się tak ostentacyjnie - mówi Dymitr Książek, który poleciał do Moskwy, by pomagać w identyfikacji zwłok.

Jak wspomina, ciało pierwszej damy zostało zidentyfikowane jako jedno z pierwszych. Ważną wskazówką okazała się biżuteria, jaką Maria Kaczyńska miała na sobie 10 kwietnia 2010 roku.

Jej ciało było w całości, ale twarz była bardzo zniekształcona... - opowiada lekarz.

Przyznaje, że Rosjanie nie dopuszczali ich do pomocy. Broni również szefowej resortu zdrowia, która przyjechała do Moskwy, by brać udział w identyfikacji zwłok. - Miałem poczucie, że minister Kopacz chce dużo zrobić, że chce pomóc. Ale wiem też, że to, co tam się działo, złamało ją, przerosło. Jak wszystkich… - dodaje.

Nigdy wcześniej nie widziałem tylu ciał i takiej tragedii - podkreśla lekarz Dymitr Książek.