System odstraszania, czyli zakup rakiet manewrujących przenoszonych przez okręty podwodne, jest kluczowy dla planu modernizacji polskich sił zbrojnych. To właśnie budowa systemu z wykorzystaniem okrętów doprowadziła do istotnych zmian w przygotowywanym postępowaniu przetargowym. Rakiety manewrujące mogą razić cele daleko poza granicami kraju, to absolutne minimum dzisiejszego pola walki - powiedział agencji ISBnews dr Łukasz Kister, ekspert ds. bezpieczeństwa Instytutu Jagiellońskiego i doradca Parlamentarnego Zespołu do spraw Wojska Polskiego.

Reklama

Eksperci zwracają jednak uwagę, że zakup amerykańskich Tomahawków jest obciążony warunkami, które w efekcie wykluczają wykorzystanie tych rakiet jako broni odstraszania. Nasi sojusznicy zachowają pełną kontrolę nad użyciem Tomahawków. Broń ta została zaprojektowana dla amerykańskich sił zbrojnych, dlatego cała potrzebna infrastruktura należy do USA. Nie ma mowy o niezależności, to Amerykanie kontrolują pocisk, od momentu startu aż do osiągnięcia celu - wskazuje Kister.

Zakup ma dotyczyć tylko 24 rakiet, które mają znaleźć się w Polsce w ciągu najbliższych 15 lat. W obecnej, dynamicznej sytuacji geopolitycznej w naszym regionie, zakup większej partii pocisków należy przeprowadzić szybciej. Dodatkowo strona amerykańska ostrożnie odniosła się do polskiej prośby. Ambasador USA Stephen Mull tłumaczył w wywiadzie dla TVN24, że na przeszkodzie mogą stanąć bliżej nieokreślone "kwestie techniczne".

Należy się zastanowić czy nadzieja na zakup Tomahawków jest warta długiego oczekiwania i braku samodzielności. Brak możliwości odstraszania to ryzyko, które może przesądzić o powodzeniu lub porażce doktryny obronnej - uważa Kister.

Ekspert dodaje, że na drugiej szali znajduje się oferta francuskiego rządu dotycząca odpowiedników Tomahawków, czyli pocisków NCM (Naval Cruise Missile). Najważniejsza różnica to swoboda użycia broni przez polskie wojsko i zgoda rządu Francji na jej sprzedaż. Można je więc będzie wykorzystać jako broń odstraszania.

Zdaniem ekspertów, MON powinien rozpocząć negocjacje ze swoim francuskim odpowiednikiem na temat zakupu tych rakiet, a nie mamić opinię publiczną nadzieją na uzyskanie zgody na sprzedaż Tomahawków. Dokładnie tak postąpiono w przypadku rakiet JASSM, które udało się kupić po trwających rok negocjacjach międzyrządowych.

Jeśli nasz rząd rzeczywiście chce pozyskać możliwość odstraszania, musi się jednak spieszyć. Warto spojrzeć z punktu widzenia politycznego. W 2017 we Francji odbędą się wybory. Jest mało prawdopodobne, że obecna, sprzyjająca interesom Polski francuska administracja, utrzyma się przy władzy. Dlatego pośpiech jest wskazany, szczególnie, że chodzi o bezpieczeństwo narodowe i uzbrojenie, które jest trudno dostępne - tłumaczy Kister.

CZYTAJ TEŻ: Francuzi w ostatniej chwili podbili stawkę. Ale rakiety wybierzemy... amerykańskie>>>