Proces wytoczył 92-letni żołnierz Armii Krajowej Zbigniew Radłowski oraz Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej. Wystąpili oni przeciwko producentom serialu "Nasze matki, nasi ojcowie", tj. UFA Fiction oraz ZDF (II program niemieckiej telewizji) za naruszenie dóbr osobistych w postaci prawa do tożsamości narodowej, prawa do dumy narodowej i narodowej godności oraz wolności od mowy nienawiści.

Reklama

Według powodów, w serialu znalazły się m.in. sceny, które mają dowodzić, że Armia Krajowa była współwinna zbrodni na osobach narodowości żydowskiej; natomiast Niemcy są przedstawieni jako ofiary II wojny światowej.

Powodowie domagają się przeprosin we wszystkich telewizjach, w których film był emitowany, lub poprzedzenia pierwszej emisji w pozostałych telewizjach, do których go sprzedano, informacją historyczną ze stwierdzeniem, że jedynymi winnymi Holokaustu byli Niemcy. Podobnie - na stronie internetowej twórców. Chcą także usunięcia z filmu znaku graficznego AK na biało-czerwonych opaskach noszonych przez aktorów i zapłaty 25 tys. zł.

PAP / Jacek Bednarczyk
Reklama

Pełnomocnicy pozwanych wnosili o odrzucenie pozwu, powołując się m.in. na brak możliwości badania sprawy niemieckiego filmu w Polsce. Sąd oddalił ten argument o braku jurysdykcji krajowej uznając, że polski sąd ma prawo i obowiązek procedować w tej sprawie, skoro film był dostępny na terenie Polski.

Do sprawy przystąpiła prokuratura "z uwagi na ważny interes społeczny". Podczas poniedziałkowej rozprawy sąd przesłucha powoda Zbigniewa Radłowskiego i obejrzy film. Zdecyduje także o dowodach.

Zbigniew Radłowski: Byłem dotknięty, oburzony, uznałem to za fałsz

Przede wszystkim byłem dotknięty, oburzony, uznałem to za fałsz i świadomą robotę niemiecką w tym celu, żeby chociaż część odpowiedzialności za Holokaust przenieść na Polaków, że Polacy też są winni – mówił przed sądem powód o swoich odczuciach po obejrzeniu niemieckiego filmu, wyemitowanego w 2013 r. w Niemczech i w Austrii, a także w TVP.

Ja to rozumiem w ten sposób, że Niemcy, którzy rozpoczęli wojnę z Żydami już na terenie Niemiec, a potem doszli do Polski i utworzyli obozy koncentracyjne i tam ich mordowali, teraz część odpowiedzialności chcą zrzucić na Polaków i wszystko robią, żeby nas w to wciągnąć – wyjaśniał powody złożenia pozwu. Powołał się na konkretne sceny filmu, np. kiedy żołnierze AK napadli na pociąg, a po stwierdzeniu, że są tam Żydzi w pasiakach, zamknęli z powrotem wagony. Nie wyobrażam sobie, że gdyby doszło do tego, że pociąg został zatrzymany, wagony zostałyby zamknięte i nie udzielono by pomocy Żydom – dodał powód.

Przywołał inną scenę z filmu, w której pokazano, że partyzanci mogą kupić żywność od chłopów, „ale z zastrzeżeniem, że nie ma wśród nich Żydów". Nigdy o tym nie słyszałem, nigdy takiej sytuacji nie było – zapewniał pytany przez sąd, czy spotkał się podczas swej walki z podobną historią. Zaprzeczył też, by żołnierze AK okradali zwłoki, co przedstawiono na filmie. To było nie do pomyślenia – z pełnymi honorami i religijnymi, i wojskowymi te osoby były chowane – powiedział świadek.

Zaprzeczył, by słyszał przedstawiane w filmie opinie, że "według Polaków Żydzi są gorsi od Niemców" i by spotkał się z działaniami partyzanckimi przeciwko Żydom.

Radłowski podczas przesłuchania oświadczył, że jest kapitanem Wojska Polskiego, byłym więźniem obozu Auschwitz-Birkenau, żołnierzem AK i uczestnikiem Powstania Warszawskiego, który po kapitulacji trafił do stalagu. Po wyzwoleniu obozu został żołnierzem WP we Włoszech, a później walczył w II Korpusie Polskim wchodzącym w skład Armii Brytyjskiej. W grudniu 1945 r. przedostał się do Polski i zamieszkał w Krakowie. W 1951 r. został aresztowany i skazany za szpiegostwo na 12 lat więzienia. Opuścił je na mocy amnestii w 1956 r.