Podczas gali wręczenia nagród Strażnik Pamięci 2017 Rymkiewicz wspomniał wyjazd na grób prababci do Kalisza. Poetę i jego żonę Ewę zawiozła tam w poniedziałek ich "przyjaciółka Joasia Lichocka, także kaliska posłanka". Dzięki jej staraniom odnalazł na luterańskim cmentarzu w Kaliszu grób prababki Emilii Schultz.

Reklama

Rozmyślania o przodkach nasunęły Rymkiewiczowi pytania - kim jest, czy i dlaczego jest Polakiem, bo jak zapewnił, "nie ma ani kropli polskiej krwi a w moich komórkach nie ma ani kawałeczka polskiego genu". Dodał, że "trochę jest Niemcem, Litwinem, Tatarem, Francuzem, może i Rosjaninem".

- Zacząłem rozmyślać o dziejach rodu Schultzów, który zjawił się w Kaliszu - nie wiadomo kiedy i nawet nie wiadomo skąd do Kalisza przybył, może z Saksonii a może z Bawarii - powiedział. Wspomniał też o dziejach rodu Rymkiewiczów, "który zjawił się w Kaliszu może z Wilna, a może, i to wydaje mi się prawdopodobniejsze, z oszmiańskiego powiatu".

Wspomniał też, że w 1943 r. jako mały 8-letni chłopczyk w okupowanej przez Niemców Warszawie, na tajnych kompletach w mieszkaniu jego dziadka przy ul. Koszykowej recytował polskie wierszyki i śpiewał polskie patriotyczne piosenki, nie zadając sobie wówczas pytania, kim jest.

Podsumowując, poeta doszedł do wniosku, że "polskość nie jest ani biologiczna, ani genetyczna". - Ona nie bierze się z krwi a nawet, jak pokazuje mój przykład, nie bierze się pochodzenia. Polskość to jest straszna siła duchowa i to nie my ją wybieramy, bo nie możemy niczego wybierać, to ona nas wybiera – wyjaśnił.