W wyniku eksplozji, do której doszło 8 października, na miejscu zginęło dwóch saperów, a trzeci zmarł przed kilkoma dniami w szpitalu. Prowadząca śledztwo warszawska prokuratura nie udziela informacji na temat dotychczasowych ustaleń postępowania, nie komentuje też pojawiających się doniesień medialnych.
Działania z udziałem żołnierzy zakończyły się definitywnie w poniedziałek. Teren ten jest już ponownie otwarty - powiedział ppłk Pawlak. Nie chciał ujawnić na czym konkretnie polegały działania wojska. Były prowadzone pod okiem prokuratora i na jego zlecenie – wskazał.
W ubiegłym tygodniu warszawska prokuratura poinformowała, że w śledztwie – wszczętym pod kątem sprowadzenia zagrożenia dla życia i zdrowia wielu osób w postaci eksplozji materiałów wybuchowych - przesłuchano już kilkunastu świadków, w tym jednego z rannych. Postępowanie prowadzi Wydział ds. Wojskowych Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Jak - powołując się na anonimowe źródło - napisała we wtorek "Gazeta Wyborcza", część pocisków artyleryjskich, które mieli zneutralizować saperzy z Gliwic miała zdemontowane zapalniki. Były one sklejone taśmą w pakiety i przygotowane do wywiezienia. Według informatora gazety, niewykluczone, że zrobił to pracujący na zlecenie gangów wyszkolony pirotechnik, który szukał materiałów do produkcji domowych ładunków wybuchowych. Być może ktoś go spłoszył i postanowił wrócić w bardziej dogodnym momencie - powiedział informator.
"Teorię tę potwierdza fakt, że już po śmierci saperów w lesie w Kuźni Raciborskiej znaleziono reklamówkę, w której zabezpieczono popakowane ładunki wybuchowe. Wojskowi nie bawili się już w ich unieszkodliwianie, tylko wezwali pirotechników z Samodzielnego Pododdziału Kontrterrorystycznego z Katowic. Ci pojechali na miejsce z wyposażonym w kamerę robotem i zbadali znalezisko. Ryzyko przenoszenia ładunków znajdujących się w reklamówce było zbyt wielkie, dlatego zostały one zdetonowane na miejscu – napisała "GW".
"GW" zaznacza, że Centralne Biuro Śledcze Policji od dawna otrzymuje informacje, że grupy przestępcze zaopatrują się w materiały w lasach w okolicach Kuźni Raciborskiej, gdzie zalegają duże ilości bomb, pocisków artyleryjskich i granatów z czasów II wojny światowej.
Warszawska prokuratura nie chce komentować tych informacji. Pojawiały się różne doniesienia, my się do nich nie odnosiliśmy. Ustalamy wszystkie okoliczności zdarzenia. Dopiero po zakończeniu pewnego etapu postępowania, pozyskaniu odpowiednich opinii, będziemy mogli coś powiedzieć. Na tym etapie jest za wcześnie, by spekulować – powiedział we wtorek PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Łukasz Łapczyński.
8 października w kompleksie leśnym między Kuźnią Raciborską a Rudą Kozielską żołnierze 29. patrolu rozminowania 6. Batalionu Powietrznodesantowego z Gliwic mieli unieszkodliwić niewybuchy znalezione trzy dni wcześniej i zabezpieczone do przyjazdu saperów - prawdopodobnie były to pociski artyleryjskie z czasów II wojny światowej. Doszło do wybuchu, w wyniku którego na miejscu zginęło dwóch saperów, trzeci kilka dni temu zmarł w szpitalu w Sosnowcu.
Dwaj inni żołnierze, ranni w wybuchu, nadal są w szpitalach - ich stan jest określany jako stabilny. Jeden jeszcze w dniu tragedii po zaopatrzeniu obrażeń opuścił o własnych siłach szpital w Rybniku.