Według prokuratury, Pęczak, który miał dostęp do cennych informacji, sprzedawał je Dochnalowi i jego asystentowi K. P. (sąd zezwolił na publikację tylko inicjałów) - on także siedzi na ławie oskarżonych. Za wiedzę o prywatyzacji polskich przedsiębiorstw baron SLD domagał się 900 tys. zł - miał dostać 820 tys. Słynna jest historia z luksusowym samochodem, który także miał być łapówką - Pęczak grymasił i narzekał na firanki w aucie.
Dziś Marek Dochnal w niczym nie przypomina już milionera, który woził się najdroższymi samochodami, nosił luksusowe stroje i zegarki, a wakacje spędzał w najlepszych hotelach na świecie. Dziś to człowiek o zmęczonej twarzy, wyglądający na dużo starszego niż na swoje 43 lata. Do pabianickiego sądu przyszedł w ciemnej koszuli i marynarce. Był spokojny, od czasu do czasu nawet się uśmiechał.
Wszystkim oskarżonym - Dochnalowi, Pęczakowi i K. P. - grozi do 12 lat więzienia. Jednak proces formalnie dziś się nie rozpoczął, a to dlatego, że akta sprawy - prawie 100 tomów - dotarły do sądu dopiero wczoraj i sędzia nie zdążył ich do dziś przeczytać. Sąd zdążył tylko zająć się wnioskami obrońców, którzy domagali się m.in. przeniesienia procesu do sądu w Warszawie, umorzenia postępowania wobec Dochnala oraz odtajnienia akt sprawy.
Rozpoczęcie procesu zostało odroczone do 26 października. Wtedy sąd zdecyduje, czy akta sprawy zostaną - jak chcą tego obrońcy - zwrócone do prokuratury. Podejmie też decyzję odnośnie dlaszego toku procesu oraz zwróci się do odpowiednich instytucji o odtajnienie dokumentów. Sędziowie nie widzą jednak potrzeby przeniesienia sprawy do Warszawy.