Joanna urodziła Piotrowi syna. Ważył blisko 3 kg. Dostała za niego 25 tys. zł plus zwrot kosztów utrzymania za dziewięć miesięcy ciąży. Ona ma 28 lat. On 40, podobnie jak jego prawdziwa życiowa partnerka, z którą przeszli wcześniej kilka nieudanych prób in vitro. Postanowili pójść inną drogą. Wymyślili metodę, którą długo dopracowywali. Chcą dla chłopca stworzyć pełną rodzinę po tym, jak wykażą przed sądem, że Joanna na matkę się nie nadaje. Zgodnie z wchodzącymi właśnie w życie nowymi przepisami wszystkim mogłoby grozić do pięciu lat więzienia. Oczywiście, gdyby sprawa wyszła na jaw.
W Polsce nielegalnych adopcji, jak ocenia Ministerstwo Sprawiedliwości, jest ok. 2 tys. rocznie, przy niespełna 3 tys. legalnych. Najczęściej przedmiotem targu są dzieci mające dopiero przyjść na świat, ale handluje się też starszymi. Jak się to odbywa? Matka biologiczna wskazuje na małżeństwo, które przechodzi następnie kurs na rodzinę zastępczą. Po kilku miesiącach występuje do sądu rodzinnego o przysposobienie dziecka, ponieważ nastąpiło przywiązanie - mówi Wojciech Pytel, szef Fundacji Rodzin Adopcyjnych. Jest to więc wykorzystanie istniejącego prawa do ominięcia oficjalnej ścieżki adopcji.
Joanna i Piotr poznali się blisko dwa lata temu w sieci. Mężczyzna opowiada, że dziś długo by się zastanawiał, bo proceder stał się powszechniejszy, a przez to ryzyko wzrosło. Na ogólnie dostępnych forach pełno jest ogłoszeń kobiet deklarujących, że ciąża jest dla nich problemem. Pod wpisami pojawiają się odpowiedzi w stylu: "Chętnie zaopiekujemy się twoim dzieckiem, stać nas na to". Sprawdziliśmy: łatwo wejść w taką dyskusję. Zdaniem Piotra handel dziećmi nie znika, tylko schodzi do głębszego podziemia.
Wojciech Pytel śledzi czasem internetowe targi. Ale podobne rzeczy dzieją się również w realu. Opowiada, że regularnie odbiera telefony z zapytaniem, jak obejść procedurę adopcyjną. Zdarzył się i człowiek, który oferował 20 tys. zł na fundację. W zamian oczekiwał pomocy w znalezieniu dziecka.
Reklama

Wysyp pośredników

Nowelizacja kodeksu karnego powoduje, że karze podlegać będzie każda nielegalna adopcja. Karę poniesie zarówno matka, jak i osoba przyjmująca dziecko. Kto odda lub przyjmie dziecko do adopcji z pominięciem odpowiedniego postępowania sądowego (np. poprzez fałszywe wskazanie ojcostwa), może trafić do więzienia nawet na pięć lat. Tak było też przed nowelizacją. Teraz jednak taka sama kara grozi osobie, która zatai przed sądem, że oddała dziecko za pieniądze lub inną korzyść. Zapełniamy lukę w prawie, która pozwalała na groźny proceder nielegalnych adopcji. Podejmujemy walkę z szarą strefą - podkreślał sekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości Michał Wójcik, który nadzorował prace nad ustawą.
Doktor Piotr Karlik, karnista, który od lat współpracuje z ośrodkami pomocowymi, jak np. Fundacja Dziecko w Centrum, uważa, że dane resortu mówiące o skali zjawiska są niedoszacowane. Ale jednocześnie jest sceptyczny co do wchodzących zmian. Szkoda, że nie spojrzano na problem szerzej: gdzie jest jego źródło i przyczyna. Kłopoty z zajściem w ciążę będą dotyczyć coraz większej grupy ludzi. Dodajmy: ludzi zazwyczaj zamożnych, gotowych podjąć ryzyko - mówi. Oby samo zaostrzenie kar nie spowodowało wysypu ofert pośrednictwa, choćby z Ukrainy, gdzie podobnie restrykcyjnych przepisów nie ma.

Dziecko na skróty

Projekt jest odpowiedzią na stan faktyczny - przyznaje mec. Anna Wilińska-Zelek. Opowiada, że organizacje pozarządowe działające na rzecz dzieci alarmowały o kolejnych przypadkach, kiedy próbowano doprowadzić do ominięcia procedury adopcyjnej. Dlaczego? Samo przeszkolenie i wpisanie na listę oczekujących nie oznacza końca drogi, ale długie oczekiwanie. Brakuje oficjalnych statystyk, ale z obserwacji Fundacji Rodzin Adopcyjnych wynika, że średnio to dwa lata. A jeszcze kilka lat temu było to ok. dziewięć miesięcy. Obecnie największym problemem ośrodków adopcyjnych jest nieuregulowana prawna sytuacja dzieci. Sądy stały się ostrożne w pozbawianiu praw rodzicielskich, dają kolejne szanse, a dzieci trafiają na lata do pieczy zastępczej. Uczestniczyłam w wielu procesach i nigdy nie widziałam dziecka odebranego biologicznym rodzicom jedynie ze względu na biedę. Zwykle towarzyszyła jej potężna demoralizacja, alkoholizm, uzależnienie od narkotyków - dodaje mec. Wilińska-Zelek.
Tym słowom wtóruje Anna Sobiesiak z Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Adopcyjnego w Toruniu. Nielegalne adopcje istnieją, bo liczba tych legalnych spada. Choćby dlatego, że systematycznie zaostrza się przepisy. I tak od 2015 r. radykalnie ograniczono tzw. adopcję ze wskazaniem (niegdyś kobieta mogła wskazać rodzinę, która miała zaopiekować się jej dzieckiem; dziś ta forma adopcji dotyczy wąskiego grona, w tym bliskich krewnych). Od 2017 r., na fali dyskusji o wywożeniu dzieci do podejrzanych rodzin w innych krajach, przyblokowano również adopcję za granicę - mówi.
Przekonuje, że jej nigdy nie oferowano łapówki za "załatwienie" dziecka na skróty, choć pewnie niektórym takie myśli chodzą po głowie. Tym bardziej że w jej ośrodku adopcyjnym kolejka oczekujących także gwałtownie się wydłuża. Każdego tygodnia zgłasza się cztery, pięć nowych rodzin, a jeszcze rok temu bywały tygodnie, gdy nikt się pojawiał - opowiada.
Mecenas Wilińska-Zelek dodaje, że jednym z powodów rosnącej nielegalnej adopcji jest trudniejszy dostęp do metody in vitro. Bez programu rządowego, a jedynie ze wsparciem niektórych miast, cena za leczenie ok. 8–10 tys. zł (bez gwarancji powodzenia) stanowi dla wielu zaporę nie do pokonania.
Jest jeszcze bariera zwyczajowa, która spycha ludzi na tę drogę. Praktyka pokazuje, że osoba starsza nie może „liczyć” na niemowlaka, bo różnica wieku między adoptowanym dzieckiem a rodzicem nie powinna przekraczać 40 lat. Nie ma idealnego rozwiązania tej sytuacji - przyznają eksperci. Wojciech Pytel dodaje, że częściowo pomogłoby otwarcie się naszego kraju na dzieci porzucane za granicą. Oznaczałoby to stworzenie od podstaw nowej możliwości, bo dziś legalna bezpośrednia droga nie istnieje. Nasze ośrodki adopcyjne nie są partnerskimi wobec zagranicznych, nie prowadzą takich przysposobień.