Zgromadzenie, którego jednym z organizatorów jest były ksiądz Jacek Międlar, w tym roku przebiegało pod hasłem "Żeby Polska była Polską". Uczestnicy marszu wyruszyli z Wyspy Słodowej. Mieli przejść ulicą Dubois, mostem Sikorskiego do pl. Jana Pawła II i następnie do pl. Solidarności. Skandowano m.in. "raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę", "Bóg, honor i ojczyzna", "cześć i chwała bohaterom", "tu jest Polska, a nie Polin".
Gdy marsz przeszedł około 200 metrów, na skrzyżowaniu ulic Dubois i Pomorskiej, urzędnicy wrocławskiego magistratu podjęli decyzje o jego rozwiązaniu. Bartłomiej Ciążyński, doradca Prezydenta Wrocławia ds. Tolerancji i Przeciwdziałania Ksenofobii, powiedział dziennikarzom, że marsz został rozwiązany z powodu wznoszonych antysemickich haseł oraz użycia materiałów pirotechnicznych.
Po rozwiązaniu marszu policja zaapelowała do jego uczestników o rozejście się. Z tłumu manifestantów w stronę policjantów rzucano petardy oraz puste butelki. Po około 20 minutach policja użyła armatek wodnych, a następnie kordon funkcjonariuszy zepchnął manifestantów w stronę ul. Pomorskiej. Policja użyła też gazu łzawiącego.
Jak poinformował we wtorek PAP rzecznik dolnośląskiej policji, w wyniku podjętych przez policjantów działań zatrzymanych zostało 14 osób. "W trakcie zabezpieczenia manifestacji we Wrocławiu poszkodowanych zostało trzech policjantów oraz dwie inne osoby" - dodał Zaporowski. Rzecznik dodał, że zatrzymani odpowiedzą m.in. za naruszenie porządku czy naruszenie nietykalności cielesnej policjantów. Zaporowski zaznaczył, że policja będzie analizować jeszcze nagrania z miejskiego monitoringu. "Posłużą one do identyfikacji pozostałych osób, które swoim zachowaniem naruszyły prawo" - dodał.