Dramat Pawła rozegrał się w sierpniu ubiegłego roku, kiedy pracował w polu. W pewnym momencie coś się zacięło w maszynie do belowania siana. Paweł próbował naprawić usterkę. Nagle zawył z bólu. Maszyna wciągnęła jego prawą dłoń, a ostre jak brzytwa ostrza wbiły si mu w ramię. Brocząc krwią, drugą ręką wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy i wezwał pomoc. Kilkadziesiąt minut później leżał już na stole operacyjnym. Niestety, ręka została tak poszarpana, że trzeba ją było amputować - informuje dziennik.

Paweł długo nie mógł się pogodzić z tym, że został kaleką. Chciał przecież zostać informatykiem, uczył się nawet w klasie o takim profilu. Potrzebne mu były obie ręce. Wymarzony zawód stał się nagle nieosiągalny. Na szczęście ZUS przyznał Pawłowi rentę - blisko 500 zł miesięcznie. Niby niewiele, ale wystarczyło na leczenie i rehabilitację - pisze "Fakt".

Niestety, dwa tygodnie temu chłopak dowiedział się, że ZUS odebrał mu jedyne źródło dochodu. "Kiedy zostałem wezwany do lekarza orzecznika, myślałem, że to czysta formalność" - opowiada "Faktowi" Paweł. "Kiedy jednak zobaczyłem orzeczenie, oniemiałem. Było tam napisane >całkowicie zdolny do pracy<".

ZUS nie widzi nic złego w swojej decyzji. "Według prawa Pawłowi Rynansowi nie przysługuje renta socjalna, bo nie jest całkowicie niezdolny do pracy" - tłumaczy Anna Krysiewicz, rzecznik białostockiego ZUS-u. "Wcześniej została mu przyznana, bo rana goiła się, mężczyzna wymagał rehabilitacji. Co nie oznacza, że tę osobę można uznać za zdolną do pracy, może być tylko częściowo zdolna. Ale prawa do renty socjalnej nie ma" - tłumaczy dziennikarzom.

Paweł od razu złożył odwołanie od tej decyzji. W najbliższy piątek rozpatrzy je komisja lekarska - informuje "Fakt".