Matka - 26-letnia Aleksandra G. - była u swojego znajomego z drugim, czteroletnim synem. "Kobieta jest trzeźwa, ale na tyle rozstrzęsiona, że nie udziela żadnych wyjaśnień" - mówi Urszula Tokarzewicz z koszalińskiej policji. Dodaje, że jutro 26-latka usłyszy prokuratorski zarzut: narażenia życia lub zdrowia syna na niebezpieczeństwo. Może za to spędzić za kratkami nawet pięć lat.

Reklama

Do zamkniętego mieszkania kobiety strażacy dostali się dziś w nocy. "Mieszkanie było bardzo zaniedbane. Nie było w nim żadnych dorosłych osób. W pomieszczeniach biegał jedynie pies rasy amstaff" - opowiadała Beata Górecka z koszalińskiej policji.

Płaczący roczny chłopczyk leżał w kojcu. Strażacy, przez uchylone okno, przyciągnęli kojec bosakiem i wyciągnęli dziecko. Chłopiec natychmiast trafił do szpitala. Jego życiu na szczęście nic nie zagraża. Ma jednak odparzenia, bo przez długi czas nikt nie zmieniał mu pieluchy. Jego starszy brat został już odebrany matce i przekazany rodzinie zastępczej. Co stanie się z uratowanym w nocy maluchem - zdecyduje sąd, ale później.

Na razie nie wiadomo, jak długo maluch był sam w domu. Ojciec dziecka jest w areszcie śledczym.