"Potrzebny będzie przeszczep. Jak tempo niszczenia mojego serca będzie takie, jak jest teraz, to wytrzyma ono od dwóch do pięciu lat" - powiedział nam Wałęsa. Kłopoty z sercem były prezydent ma od lat. Przyczyną jest postępująca choroba wieńcowa. Do tego dochodzi stres towarzyszący polityce. Kilka razy z tego powodu zasłabł. Jesienią ubiegłego roku Wałęsa przeszedł już jeden zabieg we Włoszech.

Reklama

"W Mediolanie było tylko wstawianie stentów, ale żeby nie było tzw. zawiesin, trzeba brać leki, żeby to ładnie <weszły> w żyły" - wyjaśnia były prezydent. Wałęsa pojechał do Mediolanu, bo Włosi sami zaoferowali mu pomoc. I jedną z najlepszych klinik kardiologicznych. Zabieg tzw. angioplastyki polegał na poszerzeniu tętnic wieńcowych.

Przez zwężone naczynia krew z trudem docierała do mięśnia sercowego. Stenty założone przez włoskich kardiologów to rodzaj "parasolek", które mają zapobiec powtórnemu zwężeniu chorych tętnic. Serce nadal jednak Wałęsie dokuczało.

"To niedużo dało i trzeba coś z tym zrobić" - mówi. Teraz czeka na wyniki badań. Polscy lekarze zajmujący się Wałęsą planują wszczepienie mu defibrylatora, urządzenia, które zmniejsza ryzyko wystąpienia arytmii serca. Bez tego byłemu prezydentowi grozi tzw. nagła śmierć sercowa.

Reklama

Wałęsa ma teraz zamiar przekazać do Houston swoje dane. "Tam je rejestrują i szukają dawcy serca" - wyjaśnia. Koszt operacji to ok. 100 tys. dolarów, których - jak sam przyznaje - nie ma. "Ale muszę zebrać, inaczej wy będziecie zbierać na mój wieniec" - kończy rozmowę z DZIENNIKIEM były prezydent.