To, co się dzieje na wschodnich granicach Polski, to istny horror. Przed przejściem granicznym w Dorohusku (woj. lubelskie) stoi gigantyczna kolejka ciężarówek. W ciągnącym się na 30 km ogonku utknęło około tysiąca tirów. Kierowcy klną, na czym świat stoi. Nie jadą, więc nie zarabiają. Marzą, żeby ich koszmar wreszcie się skończył. Ale nie będzie to proste - pisze "Fakt".
Wszystko przez celników. Ci protestują, bo chcą więcej zarabiać. Przestali więc przychodzić do pracy i nie ma kto odprawiać samochodów. I nic nie zapowiada tego, by kolejka się zmniejszyła. Bo wczoraj przedstawiciele tzw. Porozumienia Białostockiego reprezentującego strajkujących celników zapowiedzieli, że nie przyjmują warunków rządu. A rząd proponuje po 500 zł podwyżki. A to dla celników za mało, więc kolejka wciąż rośnie - czytamy w "Fakcie".
"Stoję już dwie doby. Jeśli będą odprawiać nas w tym tempie, spędzę tutaj jeszcze ze cztery - narzeka Adam Lerka z Pniew. "Spędzam w tirze pół życia, ale dlaczego na Boga, mam spędzić całe życie? Spójrzcie sami, jak my tu żyjemy!" - mówi "Faktowi".
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że kabina tira to przytulne miejsce. Świetne, wygodne fotele, na szerokim podszybiu można ustawić telewizor - jak zrobił to Jacek Hodun, kierowca daf-a z Białej Podlaskiej. Ale posiedźcie w kabinie kilka godzin - pisze "Fakt". Zaraz okaże się, że jest ciasno, i przede wszystkim - bardzo zimno.
Jeśli auto jedzie, działa ogrzewanie. Jeśli stoi - jest coraz zimniej, blaszana konstrukcja wyziębia się szybko. Można zapalić silnik, ale nikt nie ma tyle paliwa, by silnik pracował przez kilka dni. Z kolejki też nie wyjadą zatankować, bo znów będą musieli stać dwie doby.
Kończą się też zapasy jedzenia, bo schowek pomieści prowiant na 4-5 dni. A przecież jedzenia musi wystarczyć także na ciągnącą się setkami kilometrów drogę w głąb Ukrainy...
Samotność zabijają rozmową, grą w karty, oglądaniem programów w malutkich telewizorkach, bo niektórzy mają nawet anteny satelitarne. Gotują zwykle sami. Każdy ma na wyposażeniu turystyczną butlę gazową. Nikt nie zwraca uwagi, że to śmiertelnie niebezpieczne urządzenie. Kilka dni temu od takiego palnika zajął się ogniem tir na przejściu granicznym w Korczowej. Dogrzewający się gazem Ukrainiec spłonął żywcem - przypomina "Fakt".
"Co mamy robić? Przecież trzeba coś jeść, pić na ciepło. Żeby stołować się w barach, brakuje pieniędzy" - dodaje pan Jacek.
Gdy nie ogląda telewizji satelitarnej, zaczyna oddawać się swojej pasji i skleja modele samolotów. Inni nie mają tak mocnych nerwów. Mają już dość. Muszą myć się w małych miskach na wąskich kozetkach do spania. Ale kończy się też woda. Wybuch ludzkiego gniewu wisi na włosku - alarmuje bulwarówka.