Chore na raka piersi kobiety m.in. ze Śląska, Małopolski, Lubuskiego oraz Opolskiego mają utrudniony dostęp do leczenia chemioterapią w swoich regionach. Powód? "Niektórzy urzędnicy NFZ oraz konsultanci onkologiczni są tam przekonani, że wydatki na drogie leki to wyrzucenie pieniędzy w błoto i wolą przeznaczyć je na inne leczenie" - mówi prof. Maciej Krzakowski, krajowy konsultant onkologii, i dodaje: "Konsekwencje są takie, że szanse na skuteczną terapię oraz właściwe leczenie zależą wyłącznie od tego, gdzie dana pacjentka mieszka. A to jest niedopuszczalne".

Reklama

Przykład? Chore z województwa lubuskiego robią po 100 km i więcej do Poznania oraz Wrocławia. W swoim regionie nie mają warunków do leczenia. Szpital Wojewódzki w Gorzowie Wielkopolskim do niedawna miał tylko kilkanaście łóżek onkologicznych na ponad milion mieszkańców. "To zdecydowanie za mało, aby w takich warunkach skutecznie leczyć raka" - przyznaje dr Andrzej Rozmiarek, konsultant wojewódzki z Lubuskiego.

Wystarczających środków na leczenie brakuje również w woj. opolskim, małopolskim i śląskim. O wiele lepsza sytuacja jest w małych, ale bardzo dobrze prowadzonych ośrodkach, takich jak Białystok czy Olsztyn. Z najnowszych danych Narodowego Funduszu Zdrowia wynika, że niespełna milionowe województwo podlaskie wydało w ubiegłym roku na leczenie zaawansowaną chemioterapią blisko 4,5 mln zł. To aż dziewięciokrotnie więcej, niż wynoszą wydatki województwa lubuskiego i czterokrotnie więcej niż dostał 5-milionowy Śląsk.

Również na Mazurach dostępność chorych do najnowszych leków jest ośmiokrotnie wyższa niż w Małopolsce i prawie dwukrotnie przewyższa nakłady na Pomorzu. Konsekwencje takiego podziału pieniędzy są opłakane. Z nieopublikowanego jeszcze raportu prof. Brunona Zemły, epidemiologa z gliwickiego Centrum Onkologii, wynika, że niedoszacowany Śląsk przoduje w statystykach umieralności kobiet na raka piersi. "Odnotowaliśmy aż 1756 nowych zachorowań. 799 kobiet zmarło. To najtragiczniejszy wynik w kraju" - załamuje ręce prof. Zemła.

Halina Szajor, prezes Śląskiego Klubu Amazonek, porównuje sytuację w swoim regionie do katastrofy. "Lekarze nie informują pacjentek, że mogą być leczone nowoczesnymi lekami, bo te są za drogie. Na 350 wskazań do leczenia trastuzumabem (chemioterapia - przyp. red.) terapią zostało objętych zaledwie kilkanaście kobiet" - twierdzi.

A chore, które mają wskazania do leczenia chemioterapią, nie powinny czekać z kuracją. Od tego, jak szybko podejmą leczenie, zależy ich życie. Szansą jest więc szukanie pomocy z dala od domu. W onkologii nie ma rejonizacji, dlatego ośrodki w Olsztynie, Białymstoku, Bydgoszczy czy w Warszawie przyjmują wiele pacjentek spoza swojego regionu. Wystarczy zadzwonić i umówić się na wizytę.

Polki zmuszone są do turystyki onkologicznej

Reklama

W jakich przypadkach chemioterapia jest niezastąpioną metodą leczenia raka piersi?
TADEUSZ PIEŃKOWSKI*: Decyzja o rodzaju zastosowanej terapi zależy od wyników badania mikroskopowego. U pacjentek z tzw. dodatnim receptorem HER2 (rodzaj białka odpowiadający za złośliwą postać nowotworu - przyp. red.) bezwzględnie wskazane jest leczenie zaawansowaną chemioterapią, a konkretnie trastuzumabem. Kuracja tym specyfikiem ratuje i wydłuża życie.

To dlaczego w niektórych regionach nie podaje się tego leku pacjentkom?
Z powodu źle pojmowanej oszczędności. Chore nie otrzymują leczenia, które jest drogie, ale skuteczne, bo inwestowanie w onkologię jest w przekonaniu wielu naszych urzędników wyrzucaniem pieniędzy w błoto. Dlatego część kobiet na własną rękę szuka ośrodków, które przyjmą je na kurację.

Czy zmienić to może rezolucja Rady Europy dotycząca onkologii?
Parlament Europejski nakazał krajom członkowskim utworzenie sieci specjalistycznych klinik zajmujących się diagnostyką i leczeniem chorych na raka piersi. Ośrodki mają być stworzone w każdym województwie najpóźniej do 2016 r. Ale to nierealne.

*doc. Tadeusz Pieńkowski, szef Kliniki Nowotworów Piersi i Chirurgii Rekonstrukcyjnej w Centrum Onkologii w Warszawie