"Nie mam już płuc" - powiedział "Faktowi" Bohdan Smoleń, zaciągając się kolejnym carmenem. "Ale nie zamierzam z tym nic robić" - dodaje. Gdy lekarze oglądają jego zdjęcia rentgenowskie, załamują ręce. Tym bardziej że pan Bohdan to pacjent wyjątkowo krnąbrny. Jego płuca zaatakowane zostały przez przewlekłe zapalenie, istnieje także podejrzenie, że rozwinęła się w nich gruźlica.
Jednak satyryk nic sobie z ostrzeżeń o śmiertelnym zagrożeniu nie robi. Paląc jednego papierosa za drugim, ciągnie swoją historię z wrodzonym poczuciem humoru. "Mój lekarz nie ma już do mnie siły" - uśmiecha się smutno Smoleń. "Palę nadal trzy paczki dziennie. Doktor poprosił mnie, żebym ograniczył się przynajmniej do dwóch. Więc paliłem przez jakiś czas australijskie papierosy pakowane po pięćdziesiąt sztuk".
Choroba jest jednak na tyle poważna, że nawet najlepsze żarty nie pozwalają satyrykowi o niej zapomnieć. Smoleń musiał zawiesić swoją estradową karierę. Przestał marzyć, że jeszcze kiedyś stanie na scenie. "W polskim kabarecie zagrałem już wszystko" - kończy rozmowę z "Faktem" o jego dalszych planach. "Teraz młodzi muszą się jeszcze długo starać, by osiągnąć choć część tego co ja".
Pan Bohdan wycofał się także z życia towarzyskiego. Z Zenonem Laskowikiem, z którym tworzyli kiedyś popularny kabaret Tey, nie rozmawiał od lat. Inni koledzy z estrady też omijają gospodarstwo koło Poznania, gdzie zamieszkał satyryk. Coraz częściej za to chodzi na pogrzeby i to coraz młodszych kolegów. "Wkurzam się, gdy ktoś na pogrzebie pyta mnie, jak się czuję" - mówi Smoleń. "Brzmi to tak, jakby się dziwili, że jeszcze żyję".
W swoim zbudowanym w całości z drewna domu satyryk żyje samotnie od czasu, gdy spotkała go straszliwa tragedia. Jego syn popełnił samobójstwo, później życie odebrała sobie również żona. Do tego strasznego rozdziału w swoim życiu pan Bohdan nie chce już wracać.
"To już było, rozmowa nic nie pomoże" - ucina szybko.
Mimo problemów osobistych i zdrowotnych, Smoleń nadal lubi żartować. I wciąż ma bardzo specyficzne poczucie humoru. "Ostatnio pojechałem do Poznania, prosząc o zestaw plakatów z lokalnymi politykami" - opowiada "Faktowi". "Gdy zapytali, po co mi one, odparłem, że chcę sobie zrobić z nich tarczę i będę strzelał do władzy" - kończy ciągle optymistycznie nastawiony do życia satyryk.