Ferment rozpoczął się po tym, jak DZIENNIK poinformował, że 65-letni holenderski szkoleniowiec reprezentacji Polski otwiera listę kandydatów, których chciałaby zatrudnić meksykańska federacja piłkarska. Beenhakker miałby otrzymać blisko dwukrotność dotychczasowej pensji, a do tego zespół, który zajmuje 16. miejsce w rankingu FIFA. Polacy najwyraźniej nie mieli jednak ochoty na porównywanie piłkarskich potencjałów. Poczuli się... okradzeni.

Reklama

"Leo jest naszym zbawcą. Nie oddamy go" - pisał na forum dziennik.pl użytkownik Luki. "Nie oddamy go, jednoczmy się, hurra" - dodawał inny uczestnik dyskusji. Taki ton dominował na wielu innych forach. "Jesteśmy narodem emocjonalnym, a Beenhakker jest dla nas twórcą cudu. Traktujemy go jak swojeg" - mówił DZIENNIKOWI socjolog Krzysztof Łęcki.

Jednak również wśród postaci życia publicznego trudno było wczoraj znaleźć kogoś, kto miałby ambiwalentny stosunek do potencjalnej utraty "Leo Cudotwórcy”. "Do końca powinniśmy negocjować warunki jego kontraktu" - mówił w rozmowie z DZIENNIKIEM minister sportu Mirosław Drzewiecki. "Beenhakkera łączy z Polską coś więcej niż tylko kontrakt" - przekonywał z kolei jeden z przywódców opozycyjnego Prawa i Sprawiedliwości Joachim Brudziński.

Ofiarą komentatorskiego szaleństwa padł prezes PZPN Michał Listkiewicz i część polskich szkoleniowców. "Może zamiast Leo oddalibyśmy Listkiewicza" - pytał na Onecie internauta Carlos. "Weźcie sobie Engela albo Gmocha za darmochę" - dodawał inny.

Reklama

DZIENNIK sprawdził tymczasem, czy Meksykanów można przebić, gdyby istotnie próbowali dwukrotnie podnieść zarobki trenera. Wiadomo jedno: na wyższą pensję od PZPN szkoleniowiec nie ma co liczyć. "Związek ma ograniczone środki, a pensja Leo Beenhakkera, na którą - podkreślam - całkowicie zasługuje, i tak jest poważnym obciążeniem dla naszego budżetu" - mówił Listkiewicz.

Zarobki w Związku to jednak tylko część dochodów Beenhakkera. Kompania Piwowarska, producent piwa "Tyskie”, zapewniała, że jest spokojna o główną twarz swojej kampanii reklamowej. "Nie mam prawa ujawnić, do kiedy obowiązuje kontrakt z Beenhakkerem, ale zapewniam, że jesteśmy spokojni i pewni: po Euro 2008 Leo nadal będzie trenerem reprezentacji Polski" - mówił jeden z przedstawicieli koncernu Bartosz Dobrzyński.

W rozgardiaszu ledwie słyszalny był sam Beenhakker. "Żadnej oficjalnej oferty nie dostałem. Zadzwonił do mnie jeden z moich meksykańskich przyjaciół i powiedział, że federacja chciałaby mnie zatrudnić. Co miałem mu odpowiedzieć? Dziękuję, miłego dnia życzę" – mówił DZIENNIKOWI.