Według ekspertów, jesteśmy jeszcze na początku drogi, którą pokonała Skandynawia, gdzie mężczyźni biorą zwolnienia na dzieci i obowiązkowe urlopy tacierzyńskie. A warto, bo szczęśliwe dzieci i ich rozumiejący swoją rolę ojcowie mają większą szansę na sukces. W Dzień Ojca jeden dzień ze swojego życia - piątek 20 czerwca - opisuje Andrzej Łosiewicz, trzydziestoletni tata rocznego Janka i trzyletniej Mai, starszy specjalista w Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości.

Reklama

p

Wstałem dziś o 6.30. To znaczy tak na dobre, do pracy. Wcześniej wstawałem do Janka ok. 12, potem po drugiej i jeszcze około czwartej. Synek jest przeziębiony, kiepsko wtedy śpi. Kiedy już w końcu zasnął, przyszła Maja. Powiedziała, że śnił jej się potwór i nie chce wracać do swojego pokoju. Zaczęła się wdrapywać na nasze łóżko. Już nie miałem siły walczyć i się poddałem.

Moja żona nie słyszała nocnych awantur. Spała jak dziecko (kto wymyślił to określenie?!), bo wieczorem fatalnie się czuła i połknęła paracetamol.

Początek dnia nie był wcale spokojniejszy niż noc. O siódmej wszyscy byli już na nogach. Przeważnie z dziećmi pod pachą szykujemy się do pracy. Przewijałem Janka, żona karmiła Maję. Ubraliśmy dzieciaki, potem siebie. Janek cały czas wył. Miał gorączkę. Nie dał się odstawić na podłogę. Na szczęście Majcia jeszcze nie chodzi do przedszkola, więc jak nie zdążymy ich ubrać czy nakarmić, to nie ma katastrofy. Nasze niedociągnięcia naprawi Aneta, opiekunka. Święty człowiek.

O ósmej wyszedłem do pracy. Usiadłem za kółkiem, włączyłem radio. To przeważnie najspokojniejszy moment całego dnia. Trzydzieści minut relaksu. W pracy było w miarę spokojnie. Oceniłem kilka wniosków o dofinansowanie z UE, rozpatrzyłem kilka odwołań niezadowolonych przedsiębiorców. Nie było jednak żadnych awantur. Względnie normalny dzień w agencji rządowej.

Po powrocie do domu znów jestem ojcem pełną gębą. Zawsze po pracy lecę na złamanie karku, żeby o siedemnastej puścić Anetę. Żona wraca godzinę, a często i więcej po mnie. Różni ludzie, czasem znajomi często pytają: czy pomagasz żonie w domu? Czy pomagasz wychowywać dzieci? Nie pomagam. Po prostu robimy to razem. W końcu obydwoje pracujemy. Wspólnie utrzymujemy dom, razem wychowujemy dzieci. A pomagać znaczy tyle, co tylko czasem coś zrobić.

Reklama

Gdy wszedłem do domu dzieciaki dosłownie rzuciły się na mnie. Janek zaczął zawodzić w niebogłosy: "tatatatata", Maja krzyczała głośniej od niego: "Tatusiu, patrz jak pięknie tańczę, zobacz umiem robić obrót". W biegu zrzuciłem marynarkę. Potem czytaliśmy w Mai pokoju książeczki. Janek trochę się uspokoił. Dałem im podwieczorek. Poszliśmy na plac zabaw, który jest przed domem. W piaskownicy trochę zapomniał, że ma katar. W końcu wróciła żona. Jak jesteśmy we dwójkę, zawsze jest łatwiej.

Po powrocie do domu: kąpanie karmienie dzieciaków. Jak zwykle trzeba było niemal stawać na głowie, żeby Janek zjadł. Teraz żona bawi się z nimi w Mai pokoju, a ja mam chwilę, żeby zebrać myśli.

Że nie wygląda to jak sielanka? Nie wygląda. Czy zamieniłbym to na cokolwiek innego? Nigdy w życiu. Uwielbiam być ojcem. Czy jestem w tym dobry? Mam nadzieję, ale to ocenią dzieci. Wiem natomiast, co i o której jedzą dzieci, jak trzeba je ubrać, w co lubią się bawić, które bajki lubi córka, a których się boi. Co zrobię lepiej niż mój ojciec? Może będę miał więcej cierpliwości, żeby nauczyć syna wbijać gwoździe. Czego oczekuję w zamian? Liczę, że jak maluchy dorosną i wpakują się w tarapaty, to przyjdą z tym do mnie. Na kogo chcę je wychować? Na dobrych, uczciwych, odpowiedzialnych i szczęśliwych ludzi.

- Andrzej, chodź szybko! Aaandrzej, biegiem! Janek zaczął chodzić!!!!!!!!!!!!

Pobiegłem to zobaczyć. Chwiejnym krokiem szedł w moim kierunku malutki chłopczyk z buzią roześmianą od ucha do ucha. "Tatatatatata". Za jego plecami Maja śpiewała do mikrofonu: "Januś już chodzi, nasz Janio już chodzi". Dla takich chwil warto żyć.

KATARZYNA ŚWIERCZYŃSKA: Jaki jest współczesny polski ojciec? Zapracowany i wiecznie zmęczony czy znajduje czas dla dzieci?
PATRYCJA DOŁOWY*:Na szczęście coraz częściej spotykamy ten drugi model. Rodzice są partnerami i tak samo angażują się w wychowanie dzieci. Zmienia się świadomość ojców i trzeba zrobić wszystko, aby te dobre zmiany pchać do przodu. Teraz jesteśmy na początku drogi, którą kilkanaście lat temu rozpoczęli Skandynawowie: tam matka i ojciec są traktowani na równi. I nikogo nie dziwi, że mężczyzna np. bierze zwolnienie na chore dziecko. W Polsce pracodawca nawet nie pyta go, czy ma dzieci, bo nikomu nie przyjdzie do głowy, że z ich powodu będzie musiał czasem wcześniej wyjść do domu.

Jaki jest największy grzech polskich ojców?
Wciąż za mało rozmawiają z dziećmi. I Dzień Ojca jest dobrą datą, aby o tym przypominać. Powinien to być również dzień rozmawiania. Bo rozmowa to nie tylko zdawkowe pytanie, jak było w szkole, ale przede wszystkim słuchanie dziecka. Ojciec, który rozmawia z dzieckiem, wie, jak mają na imię jego przyjaciele, wie co dziecko lubi i czego się boi.

Dlaczego wspólne wychowywanie dzieci jest ważne?
Dzieci, które od małego mają dobry kontakt z ojcem, stwarzają mniej problemów wychowawczych, mają większą szansę na odniesienie w życiu sukcesów. Zadowolone i szczęśliwe dziecko wyrasta później na szczęśliwego i spełnionego człowieka. Korzysta też ojciec. Uczy się cierpliwości, sztuki negocjacji i komunikowania z ludźmi.

*Patrycja Dołowy jest koordynatorką programu Być Rodzicem