43-latek przybiegł w niedzielę rano na komendę policji w Chełmie. Krzyczał, że okradziono jego stację. Opowiedział policjantom, że napastnicy przyjechali na motocyklu. Jeden z nich, grożąc nożem, zażądał pieniędzy. Gdy dostał z szuflady 300 złotych, zażądał otwarcia sejfu. Zabrał z niego 10 tysięcy złotych. Potem kazał pracownikowi zamknąć się w jednym z pomieszczeń stacji.
Ponieważ mężczyzna bardzo dokładnie opisał policjantom sprawców, funkcjonariusze byli przekonani, że uda im się szybko złapać bandytów. Niestety, natychmiastowa blokada dróg nic nie dała. Psy tropiące także nie natrafiły na żaden ślad. Zagadkę wyjaśnili dopiero kryminalni. Okazało się, że żadnego napadu nie było. Pracownik sam okradł stację.
Mężczyzna do wszystkiego się przyznał. Wyjaśnił, że wymyślił napad, by ukryć manko w kasie. Od dłuższego czasu okradał stację, bo wciągnął go hazard. Teraz będzie miał szansę wyleczyć się z uzależnienia od gier - za fałszywe zeznania i nieuzasadnione wezwanie policji może trafić za kratki na trzy lata.