"Jest nawet jaśniej niż przy normalnych latarniach" - opowiada Zbigniew Lichocki, sołtys Moskorzyna w gminie Polkowice. Na końcu wsi stanęły niedawno cztery latarnie, na których wierzchołkach znajdują się ogniwa fotowoltaiczne nazywane potocznie bateriami słonecznymi. Dzięki urządzeniu latarnie nie potrzebują podłączenia do sieci energetycznej. "W tym miejscu koło drogi rosną krzaki, było ciemno, a ludzie rowerami jeżdżą do pracy w kopalni, więc bardzo potrzebowaliśmy światła. A te latarnie świecą nawet w pochmurne dni" - cieszy się sołtys.
Latarnie na energię słoneczną to nowatorski i ekologiczny sposób na zapewnienie światła nad ulicami. Zyskuje dzięki nim środowisko - urządzenia te zmniejszają zapotrzebowanie na prąd produkowany w elektrowniach zasilanych węglem, które są głównym źródłem emisji gazów cieplarnianych. Zyskują też miejscowości, które zdecydowały się na instalacje ekologicznych lamp, bo za prąd potrzebny do oświetlania ulic nie płacą rachunków.
Jeszcze niedawno zastosowaniem takiego rozwiązania chwalili się organizatorzy igrzysk olimpijskich w Pekinie, którzy oświetlili w ten sposób część wioski olimpijskiej. Ale wynalazek można stosować z powodzeniem także w polskim, nieco mniej słonecznym klimacie.
"Latarnie mają trzy lata gwarancji. Producent zapewnia nas, że będą świecić nawet wtedy, kiedy przez dwa tygodnie nie będzie słonecznych dni" - mówi DZIENNIKOWI Anna Osadczuk z urzędy gminy Polkowice, na terenie której leży wieś Moskorzyn.
"Dostosowujemy system do panujących warunków. Parametry można tak dobrać, żeby dostępna energia słoneczna zaspokajała zapotrzebowanie na światło w danym miejscu" - mówi Marian Kozek z firmy RMS Polska, która montuje zestawy solarnego oświetlenia ulic. Podobne latarnie ma już więcej miejscowości w okolicach Wrocławia: m.in. Oleśnica i Kłodzko. Energia elektryczna czerpana ze słońca oświetla także przejścia dla pieszych wzdłuż drogi krajowej nr 8 w województwie dolnośląskim.
Niestety masowe zastosowanie latarni z ogniwami fotowoltaicznymi ciągle uniemożliwia ich cena. Na razie opłaca się ich postawienie tam, gdzie nie ma w pobliżu sieci energetycznej. "Sam projekt i podciągnięcie sieci kosztowałoby 50 tys. zł" - wylicza Anna Osadczuk z urzędu gminy Polkowice. Tymczasem latarnie zasilane energią słoneczną w ogóle nie wymagają kabli, nie trzeba więc rozkopywać drogi, żeby je podłączyć. W sumie urząd zapłacił za cztery latarnie z ogniwami fotowoltaicznymi 100 tys. zł. To więcej niż za tradycyjne lampy, ale inwestycja zwróci się dzięki oszczędności na rachunkach za prąd.
Czy możliwe więc, że wkrótce wszystkie latarnie w miastach będą wymieniane na te zasilane energią słoneczną? Gmina Polkowice na razie nie szykuje rewolucji.
"Tam, gdzie jest dostępna sieć energetyczna, będziemy korzystać z tradycyjnych latarni, bo tak jest ciągle taniej. Solarne światła zastosujemy tylko tam, gdzie trzeba by ciągnąć kable" - mówi Anna Osadczuk. Tyle że energia elektryczna wkrótce może zdrożeć nawet o kilkadziesiąt procent. Wtedy znacznie bardziej będzie się opłacało montowanie latarni zasilanych słońcem. Dziś tylko w Warszawie prąd potrzebny dla 100 tys. ulicznych latarni kosztuje ok. 30 mln zł rocznie.