Morawiecki był pytany, czy wiadomo, kto stoi za ujawnianiem maili mającymi pochodzić z prywatnej skrzynki szefa KPRM Michała Dworczyka. - Coraz więcej wskazuje na potwierdzenie naszej tezy, którą postawiliśmy - i pewne dowody już wtedy się pojawiły - że są to służby ze wschodu, zza naszej wschodniej granicy, naszego dużego sąsiada - powiedział premier.
- Myślę, że też nie będzie niczym nowym i że jest taką gorzką satysfakcją porównanie, że centralnie rząd niemiecki, rząd francuski, rząd holenderski zostały zaatakowane również. Prawdopodobnie, jak mówią mi reprezentanci tamtych rządów, z tego samego kierunku - że jest to aktywność hakerów rosyjskich, którzy działają zwykle nie na własną rękę - zaznaczył Morawiecki.
Zdaniem szefa rządu nie ma co "wpisywać się w scenariusz pisany na Kremlu" i dlatego warto, żeby polskie służby do końca wyjaśniły sprawę. Jak dodał, proces ten jest już zaawansowany.
"Czasami bandyci cyfrowi są szybsi"
Morawiecki zaznaczył, że "konsekwencje oczywiście muszą być wyciągnięte". W jego przekonaniu "z tej lekcji sporo się nauczyliśmy zwłaszcza w zakresie bezpieczeństwa".
Morawiecki zaznaczył, że kilka miesięcy temu zwrócił się o wzmocnienie wszystkich swoich zabezpieczeń i uwrażliwia na to innych. - Niestety z tymi różnymi łobuzami jest to rodzaj wyścigu w czasie. Czasami to ci hakerzy, bandyci cyfrowi, cyberprzestępcy są szybsi niż służby państwowe i służby państwowe nie zdążą w odpowiedni sposób wcześniej przestrzec przed takimi ryzykami - powiedział premier.