BARTŁOMIEJ LEŚNIEWSKI: Jeśli zjem kotleta ze skażonej wieprzowiny - zachoruję? Co mi grozi?
PROF. ANNA BRZOZOWSKA*: Na pewno pan nie umrze, nie dostanie pan też wyprysków na skórze, takich jak podtruty dioksyną prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko. Do takich objawów trzeba, by ktoś celowo dosypał syntetycznie oczyszczoną dioksynę do pożywienia. Ale mimo to odradzam jedzenie jakiegokolwiek pożywienia, w którym dawki dioksyny są podwyższone. To podstępna i groźna substancja.
Co atakują dioksyny?
Przede wszystkim odkładają się w organizmie latami, a skumulowane powodują raka. Atakują też układ hormonalny, szczególnie hormony odpowiedzialne za rozrodczość. Kobietom utrudniają zajście w ciążę, mężczyznom zakłócają zdolność zapłodnienia. Potrafią też przenikać przez łożysko, są szczególnie groźne dla płodu.
Czyli koniec z wieprzowiną aż do wyjaśnienia sprawy?
Bagatelizować zagadnienia nie można, ale powodów do paniki też nie ma. Są sposoby znacznie ograniczające ryzyko. Trzeba wystrzegać się tzw. podrobów, wątróbek, bo tam odkłada się w organizmach zwierząt dioksyna z pasz. Gdy zwierzę je skażoną paszę przez długi czas, taka wątróbka może stać się dioksynową bombą. Ta substancja odkłada się też w tkance tłuszczowej, widocznej w wędlinach gołym okiem. Wystarczy odciąć tłuste, zjeść chude.
A czy dioksyna może skazić lodówkę, leżące obok produkty?
Nie. Ta substancja nie przenosi się z produktu na produkt, nie wycieka, nie brudzi. Nie trzeba niczego dezynfekować, czyścić.
* Prof. Anna Brzozowska jest kierownikiem Katedry Żywienia Człowieka Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie