Do zdarzenia z udziałem kobiety i mężczyzny obywatelstwa gruzińskiego doszło we wtorek około godziny 22:00 w bloku przy ulicy Rojnej na osiedlu Teofilów w Łodzi. W miejscu tragedii wciąż trwają czynności prowadzone przez Prokuraturę Rejonową Łódź Bałuty, w których bierze udział również biegły z zakresu pożarnictwa.
- Z dotychczasowych ustaleń wynika, że we wtorek wieczorem do policji dotarło zgłoszenie, z którego wynikało, iż na klatce schodowej bloku przy ul. Rojnej widziany był agresywny cudzoziemiec, wynajmujący tam jeden z lokali. Mężczyzna miał ze sobą nóż i pojemnik z paliwem. Wszystko wskazywało na to, że mężczyzna podpalił swoje mieszkanie - powiedział rzecznik prokuratury Okręgowej w Łodzi prok. Krzysztof Kopania.
Kłęby dymu i ranni na balkonie
Z relacji funkcjonariuszy wynika, że w momencie ich przybycia na klatce schodowej unosiły się kłęby dymu. Po wyważeniu drzwi do mieszkania, na balkonie służby zastały mężczyznę i kobietę - oboje mieli rany cięte. - Kobieta z rozległą raną szyi została natychmiastowo przewieziona do szpitala. Niestety, nie udało się jej uratować. Wiemy, że jest to 26-letnia obywatelka Gruzji. Szczegóły co do skali obrażeń i jednoznacznej przyczyny jej zgonu będziemy mogli podać po przeprowadzeniu sądowo-lekarskiej sekcji zwłok - dodał prok. Kopania.
Do szpitala trafił też 42-letni mężczyzna, również będący obywatelem Gruzji. Wstępnie ustalono, że najprawdopodobniej dokonał samookaleczenia. Obecnie przebywa w szpitalu, gdzie utrzymywany jest w stanie śpiączki, co uniemożliwia przeprowadzenie z nim czynności procesowych. - Wszystko wskazuje na to, że to właśnie mężczyzna zaatakował swoją 26-letnią partnerkę i podpalił mieszkanie - zaznaczył prokurator.
Para wynajmowała mieszkanie na Teofilowie od września 2021 roku. Wraz z nimi mieszkało w nim także troje dzieci w wieku 2, 3 i 5 lat, które w chwili tragedii były u dziadka. Nadal pozostają pod opieką rodziny swojej matki; prokuratura zajmie się także kwestią uregulowania pieczy nad małoletnimi. - Wcześniej dochodziło w tym związku do interwencji policji, jednak kobieta absolutnie nie życzyła sobie ścigania swojego partnera - podkreślił prok. Kopania.
Agnieszka Grzelak-Michałowska (PAP)