Szał zakupów ogarnął Polaków już na początku tego tygodnia - pisze DZIENNIK. W galeriach handlowych kłębią się tłumy, a zdobycie miejsca na parkingu graniczy z cudem. Wczoraj korki przy wjeździe do warszawskiej Galerii Mokotów zaczęły się tworzyć jeszcze przed południem.
Anna pracująca w dużej perfumerii z trudem ukrywa zmęczenie. "Przez kilka dni stałam przy pakowaniu prezentów, w weekend będę pracować przy kasie. Nie wiem, jak to przeżyję" - mówi. "I nie chodzi o to, że będzie nawał pracy, tylko w takim tłoku klienci są strasznie niemili, mają pretensje, niecierpliwią się, że muszą stać w długich kolejkach" - opowiada ekspedientka.
Tak jest wszędzie. Na stoisku z rybami w jednym z warszawskich supermarketów zatrudniono w grudniu czterech dodatkowych pracowników, ale mimo to młody sprzedawca uwija się jak w ukropie.
"Jak to? Nie zabijacie karpi?!" - piekli się starsza pani. "Dlaczego pani się wpycha? Kolejka jest z tej strony" - krzyczy mężczyzna w kapeluszu i spogląda nerwowo na zegarek. Sprzedawca ze stoickim spokojem robi swoje. "Stoję tu już jedenastą godzinę. Kręgosłupa nie czuję. Na szczęście dorzucili nam kilka nowych osób, ale i tak jest ciężko. Byle do nowego roku" - wzdycha ciężko.
On też zauważył, że większość klientów sprawia wrażenie mocno zniecierpliwionych. A gdy ktoś stojący przed nimi w kolejce zbyt długo się zastanawia, głośno wyrażają swoje niezadowolenie.
Galerie handlowe szykują się na ten weekend jak na wojnę. Wszędzie obsadę ochroniarzy zwiększono co najmniej o 20 proc. "Wszyscy zatrudniają też dodatkowych pracowników" - mówi Beata Sadowska, rzeczniczka Galerii Mokotów i Centrum Złote Tarasy. Te ostatnie miesięcznie odwiedza średnio 1,5 miliona ludzi.
"W grudniu będzie to nawet 500 tys. więcej" - wylicza Sadowska, podkreślając, że tak dużą frekwencję podbije właśnie ten weekend.
Marek Thorz, rzecznik Silesia City Center w Katowicach szacuje, że przez weekend centrum może odwiedzić rekordowe 130 tys. osób.