Wczoraj po południu dyżurny komendy na katowickim lotnisku otrzymał telefon z informacją o tym, że w terminalu jest bomba. Do akcji wkroczyli policyjni pirotechnicy. Ruch w porcie został wstrzymany.
Równolegle z pirotechnikami akcję rozpoczęła inna grupa policjantów - wywiadowcy poszukujący mężczyzny, który wywołał alarm. Znaleźli go w kilkanaście minut. Sprawcą zamieszania okazał się 54-latek.
Niedoszły terrorysta był pijany. Badanie wykazało w jego organizmie prawie 2,4 promila alkoholu. Policjantom wstępnie wyjaśnił, że w ten sposób chciał zatrzymać w kraju swojego syna, który w tym dniu odlatywał do pracy za granicę.