W poniedziałek w wykazie prac legislacyjnych Rady Ministrów został opublikowany projekt rozporządzenia MON, w którym przewidziano powołanie maksymalnie 200 tys. osób na ćwiczenia. Z tej liczby limit 38 tys. dotyczy żołnierzy rezerwy oraz osób, które mają uregulowany stosunek do służby wojskowej (tj. odbyli służbę lub szkolenie wojskowe), a limit 28 580 osób w ramach dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej, w tym w trakcie kształcenia.

Reklama

Błaszczak był pytany w Programie Pierwszym Polskiego Radia w jakim celu mają odbywać się ćwiczenia w takiej skali i czy jest to "wprowadzanie zasadniczej służby wojskowej tylnymi drzwiami".

- Nie, nie jest. My jesteśmy w takim położeniu, że przy naszej wschodniej granicy toczy się wojna, która ma charakter bezwzględny (...) Rząd PiS wzmacnia wojsko, a żeby wzmocnić wojsko, należy rozwinąć je liczebnie i wyposażyć w nowoczesną broń, i to konsekwentnie robimy - odpowiedział. - Zależy nam na tym również, by jak najwięcej osób było przeszkolonych. W mediach rzeczywiście uwypuklona była sprawa ćwiczeń rezerwistów, ale to jest naprawdę ułamek - dodał.

Błaszczak podkreślał, że rząd mówi otwarcie o zagrożeniach dla kraju, związanych z rosyjską agresją. Mówił, że jeżeli Władimir Putin wygrałby wojnę w Ukrainie, to nie będzie się wówczas wahać, by zaatakować państwa NATO, chyba, że - jak podkreślił - "wykorzystamy ten czas, który mamy do tego, by zbudować silne wojsko polskie, przeszkolić jak najwięcej ludzi z umiejętności posługiwania się bronią, umiejętności niesienia pierwszej pomocy medycznej".

Reklama

Błaszczak zaznaczył, że jest dumny z tego, że jego inicjatywa "Trenuj z wojskiem", czyli weekendowe kursy cieszą się dużym powodzeniem. - Rozpoczynamy zimową edycję, potem wiosną będzie kolejna edycja. Było więcej chętnych niż miejsc. (...) Zastanawiamy się też nad kolejną, dłuższą edycją - na przykład trwającą cały weekend - nie tylko osiem godzin jak obecnie. Jesteśmy elastyczni. Szukamy takiego rozwiązania, które pozwoli nam na to, żeby jak najwięcej osób było przeszkolonych - powiedział szef MON.

Dodał, że chciałby też, by szkolono z umiejętności udzielania pierwszej pomocy czy też "umiejętności, które można określić jako survivalowe", jak np. rozpalenie ogniska.

Sprawa Patriotów "ma charakter polityczny"

Szef MON nawiązał też do sprawy niemieckich baterii Patriot. Stwierdził, że można byłoby wyszkolić Ukraińców tak, by mogli ich używać. Ocenił, że sprawa ma charakter polityczny, podkreślał, że nadal jest przekonany, że lepiej byłoby gdyby niemieckie Patrioty były rozlokowane na zachodniej Ukrainie, by efektywnie bronić i Ukrainy, i wschodniej Polski. - Ale Niemcy nie zgodzili się na to. W związku z tym zdecydowaliśmy o tym, by te zestawy były rozlokowane w województwie lubelskim i żeby były włączone w polski system dowodzenia. Uważam, że jest to sukces negocjacyjny z naszej strony - podkreślił.

Błaszczak podkreślił, ze traktował propozycję niemieckiej minister jako "swoiste zagranie PR", bo ogłosiła ją przed rozmową z nim.

Reklama

Szef MON był też pytany czy to pewne, że zestawy Patriot trafią do Polski, a jeśli tak - to ile ich będzie. Odpowiedział, że początkowo miało być ich więcej, ale potem usłyszał, że ma to być osiem wyrzutni. - Mówi się o trzech jednostkach - powiedział. - I w tych jednostkach może być kilka wyrzutni - zaznaczył.

20 listopada minister obrony Niemiec Christine Lambrecht zaproponowała wsparcie dla Polski obejmujące systemy obrony przeciwlotniczej Patriot i myśliwce Eurofighter, które strzegłyby polskiej przestrzeni powietrznej. Stało się to po tym, gdy 15 listopada siły rosyjskie prowadziły zakrojony na szeroką skalę atak rakietowy na Ukrainę i we wsi Przewodów (woj. lubelskie) blisko granicy polsko-ukraińskiej spadła rakieta, doszło do eksplozji, w wyniku której zginęło dwóch Polaków. Jak później informowały polskie władze, była to najprawdopodobniej rakieta ukraińskiej obrony powietrznej; podkreślono, że wszystko wskazuje na to, że sytuacja ta była wynikiem nieszczęśliwego wypadku.

21 listopada minister Błaszczak poinformował, że z satysfakcją przyjął propozycję niemieckiej minister obrony. Zapowiedział wówczas, że podczas rozmowy telefonicznej ze stroną niemiecką zaproponuje, by system stacjonował przy granicy z Ukrainą. 23 listopada szef MON poinformował, że zwrócił się do strony niemieckiej, aby proponowane Polsce baterie Patriot zostały przekazane Ukrainie. Jak uzasadniał, "to pozwoli uchronić Ukrainę przed kolejnymi ofiarami i blackoutem i zwiększy bezpieczeństwo naszej wschodniej granicy".

Dzień później niemiecka minister obrony stwierdziła, że proponowane Polsce "Patrioty są częścią zintegrowanej obrony powietrznej NATO, co oznacza, że mają zostać rozmieszczone na terytorium NATO". Dodała, że jakiekolwiek użycie ich poza terytorium Sojuszu wymagałoby wcześniejszych rozmów z NATO i sojusznikami.