38-letni Tomasz Lewczuk, wikary w parafii św. Trójcy, zmarł na początku maja na skutek obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym. Jadąc wieczorem drogą między Bielskiem Podlaskim a Hajnówką, zobaczył stojący na środku szosy sedes. Próbując ominąć przeszkodę stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w drzewo.

Reklama

Dwoje podróżujących z nim dzieci odniosło niegroźne obrażenia, ale duchowny zmarł po tygodniu w szpitalu. Policja prowadzi dochodzenie, w którym sprawdza krążącą po Hajnówce wersję, według której za śmiercią duchownego stoi... szeptucha, czyli znachorka. Zdaniem mieszkańców jedna z takich kobiet miała namówić mieszkankę okolic Hajnówki do postawienia sedesu na drodze, co rzekomo miało sprawić, że jej mąż przestanie pić. Porady szeptuch to ciągle żywa tradycja we wschodnich regionach Polski.

Na pogrzebie Lewczuka do tej teorii nawiązał prawosławny biskup gorlicki Paisjusz, prywatnie przyjaciel zmarłego. „Mówimy o sobie prawosławni chrześcijanie, ale czy tacy naprawdę jesteśmy? Kto korzysta z usług zielarzy, wróżek, szeptuch? Przecież to ci sami ludzie, którzy chodzą do cerkwi! Cerkiew im mówi, że nie wolno, że to grzech, ale oni przecież wiedzą lepiej, bo im jakoby pomaga! Przed wami leży męczennik za wiarę. Zabił go diabeł, ale człowiek nie jest tu bez winy…” - mówił biskup Paisjusz. Policja na razie ustaliła właściciela sedesu. Mieszkaniec pobliskiego obejścia sam zgłosił jego kradzież z podwórka.