Bitwę kibole Motoru Lublin i Lecha Poznań stoczyli w niedzielę bladym świtem. O godz. 4.40 na ranem pociąg Intercity ze Szczecina do Lublina nagle zatrzymał sie w szczerym polu za Poznaniem. Wybiegło z niego 30 chuliganów Motoru, ktorzy wracali z meczu z Flotą Świnoujście.

Reklama

Na drodze przy torach czekała na nich grupa z Lecha Poznań. Zaczęła się walka. Trwała kilkanaście minut. Potem kibole wsiedli do pociągu i ten ruszył, jak gdyby nigdy nic, w dalszą drogę.

>>>Zobacz ustawę kiboli z Włoszczowy

"Rzeczywiście hamulec został zerwany po stacji w Poznaniu. Kierownik naszego pociągu zadzwonił po policję. Usłyszał, że przyślą jakiś patrol. Na jego sugestię, że jeden to może za mało, nie dostał odpowiedzi" - mówi "Gazecie Wyborczej" Beata Czemerajda, rzeczniczka PKP Intercity.

Maszynista policji się jednak nie doczekał. W końcu postanowił ruszyć w dalszą drogę. Policja twierdzi jednak, że było trochę inaczej. "Po 15 minutach kierownik ponownie zadzwonił, że wszyscy wrócili do pociągu i nikt nie zgłaszał żadnych obrażeń. Dlatego postanowił odjechać. Gdy nasz patrol przyjechał na miejsce, nie było tam już nikogo. Ani pociągu ani kibiców. Nie potwierdziliśmy informacji o ustawce. Gdyby to było naprawdę coś takiego, to na pewno byliby ludzie z poważnymi obrażeniami, a nikt przecież ich nie zgłosił" - mówi Zdzisław Kmita, rzecznik prasowy komendy powiatowej policji w Kole.

Zobacz ustawkę kibiców pod Poznaniem:

p