"Pierwsza rzecz, wymagająca wyjaśnienia, to wezwanie karetek do rannych górników z 40-minutowym opóźnieniem" - zapowiedział Donald Tusk w TVN24. To zdanie podziela również prokuratura. "Śledztwo dotyczy wszelkich nieprawidłowości. Będziemy badać i ten wątek" - zapowiedziała Marta Zawada-Dybek z katowickiej Prokuratury Okręgowej.

Reklama

Sprawą zajmuje się specjalnie do tego powołany zespół czterech śledczych.

>>>Premier da rodzinom ofiar po 50 tysięcy złotych

Pożar w wyrobisku wybuchł o godzinie 10.15. Pogotowie wezwano dopiero o godzinie 10.53 - ustalili dziennikarze programu "TVN Uwaga". Karetki były w kopalni po dziewięciu minutach. Sanitariusze zastali zabierali poparzonych górników prosto z zaimprowizowanego punktu opatrunkowego.

Reklama

>>>Górnicy czekali na pomoc niemal godzinę

"Na pierwszy rzut oka było tam już 15 poszkodowanych osób. W bardzo ciężkim stanie" - opowiada w TVN24 doktor Michał Świerszcz, który koordynował akcję ratunkową. Nie potrafi jednak odpowiedzieć na pytanie, dlaczego władze kopalni "Wujek-Śląsk" pomoc wezwały tak późno.

Sprawę próbował wyjaśnić rzecznik zakładu. Tłumaczył, że nie od razu alarmowano pogotowie, bo nie wiadomo było, co stało się pod ziemią. "Trwała akcja, zawiązywanie sztabu akcji. To jest na dole, a nie na powierzchni, gdzie natychmiast mamy wiadomość co się stało, jaki jest stan poszkodowanych" - mówił Andrzej Bielecki.

Lekarze nie chcą wyrokować, czy czas, który upłynął od wybuchu metanu do wezwania karetek, miał wpływ na przebieg akcji ratunkowej. "To trudne pytanie" - ocenił doktor Michał Świerszcz.