Skład komisji pokazuje, że partie nie starały się tam tym razem kierować harcowników. Brak tam postaci pokroju Sebastiana Karpiniuka, Jacka Kurskiego czy nawet mającego aspiracje gwiazdorskie Ryszarda Kalisza.

Reklama

Widzę inne niebezpieczeństwo - znaleźli się w niej ludzie mało znani i mało doświadczeni w meandrach prawnych procedur i problematyce wymiaru sprawiedliwości. Poseł Edward Wojtas z PSL - to ekonomista, poseł Leszek Aleksandrzak z SLD - historyk, żaden nigdy się podobnymi tematami nie zajmował. Reprezentanci PO posłowie Grzegorz Karpiński i Paweł Olszewski są prawnikami, ale pierwszy z nich to radca prawny, drugi - dawny menedżer z fabryki mebli. Poseł Andrzej Dera z PiS jest samorządowcem. Nie piszę tego aby się z nich natrząsać - teoretycznie każdy z nich może się okazać samorodnym talentem. Ale jeśli będą musieli uczyć się tej tematyki od podstaw dopiero podczas posiedzeń komisji, nie mają wielkich szans, by zabłysnąć. Podobnie jeśli okażą się ludźmi chronicznie nieśmiałymi, niezdolnymi do zadawania trudnych pytań świadkom.

W tej sytuacji komisja może stać się teatrem dwóch aktorów: przewodniczącego Marka Biernackiego z PO i wiceprzewodniczącego Zbigniewa Wassermanna z PiS. Oni mają stosowną wiedzę i doświadczenie: pierwszy jako były szef MSWiA w rządzie AWS (nota bene całkiem dobry), drugi - jako eksprokurator i jako śledczy badający aferę Orlenu. Obaj mają swoje wady i ograniczenia: Wassermann skłonny był w przeszłości do formułowania zbyt pochopnych, czasem spiskowych ocen i bardzo niepopularny w szeregach Platformy. Biernacki jako dawny minister może się z kolei okazać zbyt wyrozumiały dla niektórych świadków - na przykład generała policji Adama Rapackiego. którego niegdyś powoływał na szefa CBŚ, a który zdaniem rodzicow zamordowanego Krzysztofa Olewnika nie odegrał w tej sprawie pozytywnej roli. Ale obaj mają tę zaletę, że nie występowali - Biernacki nigdy, a Wassermann - w ostatnich latach - w pierwszym szeregu czysto partyjnych bitew.

Teoretycznie możliwe są dwa scenariusze. Pierwszy to względnie harmonijne współdziałanie Biernackiego i Wassermanna - sprzyja temu to, że sprawa Olewników nie bije w pierwszym rzędzie ani w polityków PO ani PiS, choć oczywiście ministrowie w rządach jednej i drugiej partii też powinni usłyszeć kłopotliwe pytania. Głównym adresatem takich pytań będą jednak policjanci i prokuratorzy. Gdyby udało się "przycisnąć" trochę wymiar sprawiedliwości ponad partyjnymi podziałami, gdyby komisja umiała sformułować sensowny morał co do zaniedbań policji i prokuratury, byłby to wielki sukces. Nie wykluczam takiego obrotu sprawy. Zgodny podział stanowisk w prezydium komisji - właśnie między dwóch najważniejszych aktorów - jest dobrym sygnalem.

Reklama

Ale możliwe też, że przyciskani z kolei przez własne partie Wassermann i Biernacki zaczną ze sobą ostro rywalizować. Nawet wówczas jednak nie musi to oznaczać samych złych rzeczy. Nie jest to bowiem komisja ustawiona z góry pod jedną tezę - jak komisja Kalisza czy komisja Czumy. Z pojedynku tych dwóch polityków może wyniknąć licytacja na sensowne wnioski - pytanie tylko, czy koalicyjna większość nie zacznie złośliwie utrącać tego, czego zażąda opozycja. Wydaje mi się jednak, że nie będzie to takie proste. Posłowie wiedzą, że w tym przypadku oczekuje się od nich konstruktywnych ustaleń, a nie politycznych fajerwerków, że fajerwerki wręcz skażą ich na zarzut igrzysk nad grobem Olewnika. Pytanie tylko, czy my, dziennikarze, zachowamy czujność i będziemy przyglądać się tej sprawie za pół roku równie bacznie jak dziś.