Jest takie miejsce, gdzie III Rzeczypospolita w swoim najmniej sympatycznym wydaniu z lat 90. ma się doskonale. Gdzie Mieczysław Wachowski nadal uchodzi za autorytet w sprawie oceny Kaczyńskich, generał Ryszard Kukliński - za zdrajcę, a Kiszczak - bohatera. Kaczyńscy to w tej wizji nadal spoceni faceci w pogoni za władzą robiący dziwne machinacje wokół Telegrafu, Kościół pędzi w ofensywie ku klerykalizacji, Polska staje się pośmiewiskiem świata, a to wszystko jest tak ohydne, że aż robi się niedobrze.

Śmieszne? Chwilami. Najczęściej zasmucające bezmiarem wulgarności i manifestowaną co chwila wiarą w "panświnizm". Przekonaniem, że wszyscy uczestnicy życia publicznego to żarłoczni cynicy. Także "nasi", z lewicy, ale oni nie udają i to ich wyróżnia na tle reszty. Właśnie dzięki temu brakowi złudzeń "nasi" są sprawniejsi, nadają się do rządzenia.

Właściwie nie warto tego czytać. Niespójne, nielogiczne, głupie. Nie ma na mapie medialnej wydawnictwa równie agresywnego, pełnego obelg i nienawiści wobec politycznych polemistów. No, może poza haniebnymi publikacjami Leszka Bubla. Zaryzykować można nawet tezę, iż Urbanowe "Nie" to przy dzisiejszej "Trybunie" Marka Barańskiego organ lewackich słabeuszy. No, ale Barański przez lata był filarem gazety Urbana.

Biuletyn Barańskiego

Niestety, czytać trzeba. Z niezrozumiałych powodów "Trybunę" jako forum debaty akceptują postacie polityki, mediów i kultury na co dzień uchodzące za osoby dużo bardziej stonowane i ceniące w życiu publicznym wartości takie jak tolerancja, szacunek, kultura debaty. Dalekie od tej wulgarności i prymitywizmu debaty publicznej, w której nienawiść do przeciwników politycznych pozwala na wszystko. Można nawet odnieść wrażenie, że na łamach „Trybuny” mówią ostrzej niż gdzie indziej. Może to kwestia tła, może chęć spełniania oczekiwań pytającego. Faktem jednak jest, że ważąca słowa w innych mediach profesor Magdalena Środa stwierdzająca w wywiadzie dla "Trybuny", iż mamy "prymitywne media, prymitywny rząd, prymitywnych facetów u władzy", mocno zadziwia. Może nie czytają? A może wygodniej udawać, że "Trybuna" to normalna gazeta?

To nie jest normalna gazeta. Biuletyn, nawet nie SLD, ale Marka Barańskiego i stojącego za jego plecami Leszka Millera, szefa rady programowej dziennika. Tak było od lat. Jednak od czasu prezydenckiej wygranej Lecha Kaczyńskiego i stworzenia pisowskiego rządu gazeta postawiła sobie ambitne zadanie łączenia wszystkich elementów przeciwnych "kaczyzmowi". Znak sprzeciwu wobec - jak się ich określa - "tych dwóch" wystarcza, by zyskać poklask. Mogą na niego liczyć urywające się ze szkoły w proteście przeciw Giertychowi nastolatki, producenci koszulek "POszło w PiSdu", Czesław Kiszczak i Młodzi Demokraci. Głos dostają czytelnicy naigrawający się ze wzrostu obu polityków, a jak trzeba to i Stefan Niesiołowski wyrzucający z siebie kolejne kaskady niechęci do liderów PiS.

Słowem każdy, kto jest przeciw jakiemukolwiek elementowi programu PiS. Nawet Kościół katolicki, jeśli akurat jest przeciw lustracji i używa języka i argumentów typowych dla "Trybuny". "Lustracja to współczesne mroki świata, usłyszeliśmy... Nareszcie" - cieszył się Barański po kościelnych wypowiedziach na temat biskupa Wielgusa. Co nie przeszkadza dziennikowi na co dzień atakować Kościoła wyjątkowo brutalnie: „Kościół dokonuje cyrkowych sztuczek, aby wykręcić się od odpowiedzialności za tolerowanie zboczeńców w swoich strukturach" - napisał kilka tygodni wcześniej Piotr Skóra. Zresztą "Trybuna' promuje wszelkie, nawet najbardziej radykalne ruchy opowiadające się za aborcją bez ograniczeń. Katarzyna Bratkowska z Komitetu Pomocy i Ochrony Represjonowanych Pracowników oraz z Porozumienia Kobiet 8 marca w rozmowie zatytułowanej "Dość piekła kobiet" szczerze przyznaje: "Nasilamy swoje działania, ale też zmieniamy taktykę. Dziś nie tylko chcemy bronić się przed ofensywą LPR, ale także działać ofensywnie i domagać się praw do legalnej aborcji na życzenie. (...) Przez pewien czas nasz ruch niepotrzebnie uwikłał się w dyskusje na temat człowieczeństwa płodu".

Język agresji

Sprzeciw wobec Kaczyńskich i promowanych przez Kościół wartości to pierwszy front. Ale są i inne. Bo tak naprawdę prawdziwym przeciwnikiem jest cała centroprawica. Także ta pod sztandarami Donalda Tuska. Dziś oczywiście politycy PO mogą liczyć na poklask, nie atakuje się ich za mocno, ale czasem pada napomnienie: odejście Kaczyńskich to dziś cel najważniejszy. Ale rządy Platformy i Tuska wcale nie są marzeniem redaktorów. Głównym celem gazety jest restytucja III RP bez żadnych modyfikacji. Dlatego w chwilach prawdy, jak na przykład przed II turą wyborów prezydenckich w Warszawie, można było na jej łamach przeczytać, że "buta liderów Platformy wywołuje oburzenie lewicowego elektoratu". A Pan K. (czyli Krzysztof Teofor Toeplizt) wyłożył: "PiS, PO i LPR starały się dowieść, że bardzo się od siebie różnią. Ale różnią się bardzo niewiele". Bo dla tego publicysty "źródłem obrzydliwego klimatu w Polsce są lustracja i dekomunizacja". Zresztą wiadomo już, dlaczego.

Ale to i tak lepiej niż to, co „Trybuna” pisała o Platformie przed wyborami. Wtedy tytuły w stylu "Metody Tuska - pałką i kijem" były na porządku dziennym. Co jednak nie oznacza, iż język gazety złagodniał. Zagraniczną wizytę prezydenta można na przykład opisać w ten sposób: "Poradnik przed Trójkątem Weimarskim", gdzie "wybiera się tam nasz pan prezydent, pod warunkiem wszak, że znowu nie dopadnie go biegunka”. Tytuł całości: "Nieznośna lekkość (od)bytu".

Ten ton kontrastuje ze specyficzną nowomową, językiem pełnym niedopowiedzeń, jaki panuje w rozmowach z politykami SLD. Dziennikarz jest tu nie tyle przepytującym, ile działaczem zatroskanym o stan struktury partyjnej. Czasami wychodzi śmiesznie. W całokolumnowym wywiadzie udzielonym przez przewodniczącego SLD Wojciecha Olejniczaka naczelnemu Markowi Barańskiemu pada tylko pięć pytań. Za to jakich! "Łatwy to ten rok nie był/Słyszymy za to, że gospodarka kwitnie/Zostawmy rząd, zajmijmy się SLD. Czy dla was był to dobry rok?/Czy to znaczy, że wszystkie problemy między uczestnikami LiS-u są już za wami? Było tego sporo i narobiło złej krwi/Po ostatniej Radzie Krajowej prasa pisała, że sala świeciła pustkami, że nie było quorum, więc nie podjęto żadnej decyzji. Czyli pisała tak naprawdę, że SLD słabnie".

Rozmówcy podejmują tę uroczą konwencję wtajemniczenia. Jakby czytelnicy wciąż czytali między wierszami. Olejniczak najpier więc zdecydowanie zaprzecza, atakuje informujący o tych wydarzeniach DZIENNIK, by w końcu stwierdzić: "Prawdą jest jednak to, że niektórych kolegów trzeba poderwać do działania, bo czas nie jest dla ospałych". I żeby było śmieszniej - nie dowiadujemy się w końcu, jak to było z tym quorum.

Co chwilę możemy natomiast przeczytać o kolejnych sukcesach lewicy postkomunistycznej. "Trzecia siła" - głosił tytuł tuż po wyborach samorządowych. A w komentarzu redakcyjnym Barański podsumowywał: "Sojusz jest silniejszy, ale za słaby, by dyktować warunki". I dalej pytał: "No więc jak to jest z tym centrolewem - czegoś SLD przysporzył poza Borowskim?". To kolejny front "Trybuny". Gazeta regularnie podszczypuje koalicjantów SLD, zwłaszcza Marka Borowskiego, któremu dostaje się jako "zdrajcy" lewicy w 2004 roku. Miller pamięta.

Bruk najgorszego rodzaju

"Trybuna" pamięta także o "bohaterach" PRL, jak nazywa bojowców Gwardii i Armii Ludowej. Ale i funkcjonariusze SB mogą liczyć na obronę dobrego imienia. Lustracja jest ohydna, ale nie wolno podważać profesjonalizmu esbeków. "Wbrew oczywistym faktom sąd lustracyjny uwolnił Wałęsę od zarzutu współpracy z organami bezpieczeństwa PRL. Dziś historia się powtarza w przypadku Zyty Gilowksiej" - analizuje czytelnik Aleksander Mazurek w rubryce "Twoja Trybuna". A kilka wierszy wyżej czytelnik Andrzej Bogdański z Warszawy apeluje: "Lewico, gdzie jesteś! Czy widzisz, co się dzieje w tym biednym kraju. Podaj w swoich hasłach wyborczych, że będzie amnestia dla »ofiar lustracji«, że całe akta spalisz, aby wreszcie krecha wokół Okrągłego Stołu nabrała realiów".

Odzewu nie było. Ale tu nie chodzi chyba o odzew. O żadną debatę, bo poważne teksty można w tym piśmie policzyć na palcach jednej ręki. W morzu narzekań na tabloidyzację mediów, na zalew kapitału zagranicznego (podkreślane z lubością niemieckie korzenie Axel Springer) umyka redaktorom, że sami robią bruk najgorszego rodzaju. Bo dobry tabloid wymaga ciężkiej pracy i sprawdzonych informacji. A "Trybuna" potrafi wyciągać zaskakująco odważne wnioski z błahych przesłanek. Wystarczyło, by Ryszard Bugaj pojawił się w radiowej "Trójce", a gazeta ogłosiła na czołówce, iż to dowód, że zostanie kandydatem na prezesa NBP! Polemikę w tej sprawie spuentował Barański: "Nie chce mi się z Tobą gadać, bo ty stara d... jesteś".

Szkoda. Polskiej lewicy przydałaby się poważna gazeta. Polsce przydałaby się poważna gazeta lewicowa. Co to znaczy być lewicowcem dzisiaj? Po Millerze i w erze globalizacji. Czy jest miejsce na wrażliwość społeczną? Jak wpisać to w system podatkowy? Niestety, "Trybuna" chętniej posługuje się słowami pałkami niż piórem. Żadnej poważnej debaty. Rządzący obrywają równo i za rozdawnictwo publicznych pieniędzy biednym, i za liberalne reformy. Nawet drastyczne wydarzenia w szkołach są opatrywane podtytułami: "Dla Romana Giertycha to okazja do zbijania politycznego kapitału". A dla lewicy?

Podobnie sprawy zagraniczne. Czesław Rychlewski bije na alarm, że "Obecnie rządzący mają bowiem fobię na punkcie gazu rosyjskiego, nawet gdyby go sprzedawali Niemcy". Toeplitz przy okazji kwestii na odnowę cmentarzy na Rossie i Łyczakowie zadziwia się: "Jaka byłaby reakcja naszych władz, gdyby niemiecki związek wypędzonych kwestował w tym dniu na cmentarzach we Wrocławiu lub Szczecinie? Czy dorośliśmy już do tego?". Naprawdę nie widzi różnicy?

Nietesty, trzeba czytać "Trybunę". Ale ostrożnie. Bo po nasyceniu wizją świata według Barańskiego szybko można dojść do podobnego wniosku jak Przemysław Szubartowicz, jeden z jej autorów: "W ogóle zrobiło się, że tak powiem, jakoś tak psychiatrycznie. Taki zatęchły klimacik z pokoju bez klamek". Te słowa napisano w listopadzie. A przecież jest coraz gorzej. Szubartowicz pisuje coraz rzadziej.
Ale trudne czasy wymagają optymizmu. W krótkiej sondzie: "Czy media lewicowe mają szansę w IV RP" autorytety "Trybuny" starają się być optymistyczne. Marek Kotliński uważa, że "perspektywy są", Lech Lachowiecki z Forum Klubowego "jest optymistą", a Stefan Zgliczyński z "Le Monde diplomatique – Polska" mówi, że "w końcu odbijam się od dna".

A więc można jeszcze niżej?






































Reklama