Zdenerwowany szef hotelu w Chełmie dzwoni do kierownika restauracji. – Jak mogliście odmówić Kuroniowi i Michnikowi? Co z tego, że sala wynajęta na wesele? Chcecie skandalu? – wydziera się do słuchawki. Kilkanaście minut później do pokoju ważnych osobistości wjeżdżają suto zastawione stoły. – Jacek, kolacja! – krzyczy w kierunku łazienki mężczyzna przy drzwiach. – Zapłać za mnie – odpowiada znajomo brzmiący głos ministra pracy. – I zaaa mnie – wtóruje drugi, równie charakterystyczny. W łazience hotelowego pokoju nie było jednak ani Kuronia, ani Michnika, tylko imitujący ich głosy Waldemar Ochnia, który wspomniane osoby niemal co roku parodiował w noworocznych szopkach.
Nieruchawe kukiełki
Zaczęło się w 1989 r. Zwolniony z pracy w stanie wojennym satyryk Marcin Wolski wrócił do Polskiego Radia i niemal od razu dostał propozycję zrobienia pierwszej wolnej od cenzury szopki noworocznej. – To było moje marzenie, zwłaszcza że ośmieszające nauczycieli szopki robiłem już w szkole. Udawało się, bo miałem układ z dyrektorem, który pozwalał szydzić ze wszystkich, oprócz siebie. Poza tym fascynowały mnie telewizyjne szopki w czasach PRL, choć były obrzydliwie lizusowskie. Gomułka mówił pięknym tenorem, choć w rzeczywistości skrzeczał jak żaba – mówi Wolski.
Tym razem żaden cenzor nie sprawdzał już, czy lalka Jaruzelskiego ma odpowiednią liczbę orderów, nikt nie kolaudował scenariusza w politycznych gabinetach. Grupka satyryków komentowała początki transformacji i przedstawiała jej bohaterów. Pojawili się więc Jacek Kuroń, oczywiście z zupą, Małgorzata Niezabitowska, sekretarz Mieczysław Rakowski, który śpiewał o ostatnim zjeździe PZPR na melodię „Ta ostatnia niedziela”, Michaił Gorbaczow, Lech Wałęsa, doktor Balcer ze skalpelem czy Tadeusz Mazowiecki. Zabrakło Nicolae Ceausescu. Gdy twórcy kończyli nagrania, komunistyczny dyktator został skazany i rozstrzelany. I nie był to temat do żartów. Wątek rumuński trzeba było wyciąć.
Scenariusz Wolski napisał razem z Markiem Majewskim. Do ekipy weszli też Jerzy Kryszak i Andrzej Zaorski. Rok później ich program zadebiutował w TVP. Pomysł wypalił, mimo że na początku aktorzy nie parodiowali głosów polityków, a na wizji występowały nieruchawe kukiełki. Dopiero potem zastąpiły je lalki z gąbki.
Pierwsza telewizyjna szopka z przełomu 1990 i 1991 r. tak bardzo przypadła do gustu widzom i władzom telewizji, że ówczesny szef TVP Marian Terlecki namawiał twórców, by stworzyli cykliczny program. Ci długo się opierali. Po kolejnej rozmowie w tej sprawie, gdy po wyjściu z gabinetu prezesa na 9. piętrze gmachu przy Woronicza zrezygnowani zjeżdżali windą, Kryszak rzucił do kolegów: A zwierzęta? Andrzej Zaorski bez słowa zatrzymał windę i wcisną dziewiątkę.
„Polskie zoo” zadebiutowało we wrześniu 1991 r. – Zamysł był taki, by uchwycić charakterystyczne rysy twarzy polityka, znaleźć pasujące do niego zwierzę i dzięki temu oddać jego charakter. Nie było łatwo – przyznaje Jacek Frankowski, autor projektów lalek do programu. W kilku przypadkach twórcy mieli skrajne koncepcje, spierali się m.in. o Adama Michnika. – Marcin chciał, żeby był zającem, a nie lisem – mówi Frankowski i zaraz przyznaje, że sam nie miał racji z Kuroniem. W pierwszej wersji minister miał być gorylem, a nie hipopotamem. – To ja się upierałem jednak, żeby z Geremka zrobić kozła – dodaje.
Ostatecznie Tadeusz Mazowiecki został żółwiem, Skubiszewski bobrem (zadecydowało uzębienie i frak, który mógł z powodzeniem udawać bobrzy ogon), Donald Tusk kaczorem, czyli „kaszubskim bratem Donalda Ducka”, Balcerowicz koniem („dla swoich rumak dla innych szkapa” – mawiali bohaterowie programu), bracia Jarosław i Lech Kaczyńscy złośliwymi chomikami, a Lech Wałęsa lwem Chałęsą i królem zoo. – W sondzie przeprowadzonej potem wśród polityków Wałęsa jako jedyny był zadowolony ze swego futerka – przyznaje Frankowski. Pretensje miał ponoć Antoni Macierewicz, który występował w „skórze” wyżła, ze szczekliwym głosem, i Włodzimierz Cimoszewicz zamieniony w szakala. – Dlaczego jestem lamą a nie żyrafą? – pytała z kolei Hanna Suchocka. Pająk z czerwonym znakiem na odwłoku zapewne nie podobał się z kolei Leszkowi Millerowi, choć podczas wizyty w studio bawił sie nim zapamiętale.
O niezadowoleniu polityków artyści dowiadywali się z rozmów na korytarzach gmachu przy Woronicza. – Po latach dostaliśmy informację, że za zdjęciem szopki noworocznej za czasów związanego z lewicą Roberta Kwiatkowskiego stoi Pałac Prezydencki – mówi Marek Majewski. Wedle plotki sama Jolanta Kwaśniewska zażądała interwencji, gdy w sylwestrowym odcinku znalazła się scena z pijącym wino Aleksandrem Kwaśniewskim. Stojąca obok prezydentowa wytrącała mu kieliszek, dając ostentacyjnie do zrozumienia, że ma już dość.
Program zniknął z wizji w 1993 r. Z tradycji sylwestrowych szopek jednak nie zrezygnowano. W połowie lat 90. gąbkowe lalki zastąpili aktorzy w półmaskach. Przygodę z programem miał też twórca „Dziennika telewizyjnego” Jacek Fedorowicz. W tym czasie akcja szopek toczyła się m.in. na „Titanicu”, w szafie (Lesiaka), na bezludnej wyspie czy w raju. Przez wiele lat stały był za to skład ekipy twórców, którego trzon stanowili Wolski, Majewski, Zaorski i Kryszak. Do czasu. Zaorski zniknął z ekranu z powodu ciężkiej choroby. Trzy lata temu zrezygnował Kryszak. Z pracy nad ubiegłoroczną szopką wycofał się Majewski. – Podzieliły nas poglądy. Próbowałem równoważyć propisowską postawę Wolskiego, ale nie zawsze się udawało. Nie chciałem być z taką postawą kojarzony – mówi krótko Majewski. Ten sam powód podaje Kryszak. – Jak się komentuje polską scenę polityczną, to trzeba stać pośrodku – twierdzi satyryk. Tymczasem przed ostatnimi wyborami prezydenckimi Wolski został członkiem honorowego komitetu wspierającego Lecha Kaczyńskiego.
Wojna z gazetą
Wolskiemu już wcześniej zarzucano, że swoim biczem satyry nie smaga sprawiedliwie. Na początku lat 90. wytykano mu, że jest zanadto łaskawy dla prezydenta. Z kolei animowany program z 2005 r. pt. „Saloon Gier” Gazeta Wyborcza okrzyknęła noworoczną szopką lizusostwa. I wytykała Wolskiemu, że najodważniejszym grepsem, na jaki go było stać był moment, w którym Jarosław przypomina Lechowi, jak kiedyś wymknęło mu się „Spieprzaj, dziadku”. W tym samym programie Izabela Jaruga-Nowacka ganiała po kreskówkowym barze jako sprzątaczka, Cimoszewicz śpiewał, że odpadł z wyścigu, bo „zabiła go stażystka”, a Tusk „puszczał się z Lepperem”.
Wolski z recenzji szopek się śmieje, twierdząc, że dokładnie wie, czego „czepną” się dziennikarze, zanim jeszcze program pojawi się na ekranie. – Nigdy nie byłem i nie będę satyrykiem dyżurnym, który kopie ludzi wedle rozdzielnika. Nie muszę być kochany przez wszystkich. Proponuję moją wersję, własną wizję Polski, a jak ktoś nie chce to może sie przełączyć na „Taniec z gwiazdami” – mówi Wolski. Za to jego byli już współpracownicy w PiS-owskim zacietrzewieniu autora upatrują przyczyn spadku popularności programu.
TVP nie zamierza jednak zrywać z tradycją. W tegorocznej szopce pierwszoplanowe role zagrają bohaterowie afery hazardowej – szopka będzie się kręcić w kasynie. Ale mowa też będzie o zakochanym w młodziutkiej wierszokletce Kazimierzu Marcinkiewiczu czy o Romanie Polańskim. Zagrania polityków komentować będzie lalkowa loża szyderców: Doda, Jurek Owsiak, Andrzej Gołota, Daniel Olbrychski i Kuba Wojewódzki. W tym roku nie zabraknie komentarza do politycznego podziału łupów w TVP. Dwa lata temu węża Pontona, który miał symbolizować byłego prezesa TVP Andrzeja Urbańskiego, w ostatniej chwili wycofano z programu, gdy ten nieoczekiwanie stracił stołek. W tym roku w szopce lewica i PiS będą się dzielić telewizyjnym tortem i, jak zapewnia Wolski, oberwie się także Kaczyńskim.