Jak pisze "Gazeta Wyborcza", Tomasz Bąk i Piotr Wroński są razem od kilku lat. Bąk choruje i w każdej chwili może trafić do szpitala. Do tej pory miał ubezpieczenie w urzędzie pracy. ZUS uznał go jednak za niezdolnego do pracy, więc urząd Bąka wyrejestrował.
Na rentę mężczyzna będzie musiał poczekać, więc najpierw złożył w ośrodku pomocy wniosek o stały zasiłek i ubezpieczenie. I wtedy się zaczęło. Na podstawie wywiadu środowiskowego dyrektorka ośrodka uznała, że skoro Bąk i Wroński są parą, to żadna pomoc Bąkowi się nie należy. Bo to Wroński - jako jego partner - jest odpowiedzialny za utrzymanie mężczyzny.
"Nie interesuje mnie, jakie uczucie łączy tych panów. Sprawdzaliśmy, czy prowadzą wspólne gospodarstwo domowe i jaki jest ich dochód" - tłumaczy "Gazecie Wyborczej" Bożena Antończyk, szefowa MOPS, która od Bąka zażądała zaświadczenia o zarobkach Wrońskiego. Bąk odmówił.
"Jakim prawem mogę żądać zaświadczenia o zarobkach od osoby prawnie mi obcej? Przecież zgodnie z polskim prawem mój partner nie ma wobec mnie żadnych obowiązków" - tłumaczy. Ale dopóki zaświadczenia nie dostarczy, zasiłku nie dostanie.
Jak pisze "Gazeta Wyborcza", mężczyźni starali się wspólnie o dodatek do czynszu. "Dostaliśmy, ale kazano nam złożyć osobne wnioski, bo nie jesteśmy rodziną. Nie mamy żadnych praw jako związek. A teraz na siłę tworzy się z nas rodzinę, żeby nam nie pomóc" - skarżą się Bąk i Wroński.