Mogłoby się wydawać, że spór o istnienie Boga i prawomocność religii nikogo już nie interesuje. Argumenty za i przeciw są znane, linie podziałów od dawna wyznaczone. Nikt w tej kwestii nic nowego raczej nie wymyśli. A jednak ateizm przez wielu znaczących autorów znów zaczyna być traktowany jako atrakcyjny znak firmowy. Z jednym z nich, Richardem Dawkinsem, rozmawiamy w dzisiejszej "Europie". O innych pisze w swoim tekście Paweł Marczewski. Powody, dla których decydują się oni na ostrą walkę z religią, są różne. Jedni zwalczają ją z powodów naukowych. Udowadniają, że wiara religijna utrudnia poznanie wszechświata. Inni wytaczają przeciw niej argumenty społeczne i polityczne. Twierdzą, że w dzisiejszym świecie religia tworzy nowe, sztuczne podziały między ludźmi. Wywołuje konflikty, które prowadzą do wojen, a niekiedy ludobójstwa. Jest źródłem bezsensownego cierpienia.

Reklama

To oczywiście nic nowego. Podobnych argumentów używano co najmniej od czasów oświecenia. Zarzut wtórności jest jednym z głównych zarzutów wysuwanych wobec "nowych ateistów". Ale jeszcze poważniejszy jest zarzut ideologicznego fundamentalizmu. Bo dzisiejsi ateiści pod względem zaciekłości ataków czasem do złudzenia przypominają niegdysiejszych inkwizytorów.

p

Paweł Marczewski*

Nowi ateiści w natarciu

Reklama

Ateizm cieszy się na dzisiejszym rynku idei niezwykłym wzięciem. "Traktat ateologiczny" Michela Onfraya, filozofa i prawdziwego gwiazdora francuskiej debaty publicznej, sprzedał się w samej Francji w nakładzie 230 tys. egzemplarzy. "Bóg urojony" Richarda Dawkinsa przez 28 tygodni okupował czołówkę listy bestsellerów "New York Timesa". Wykłady Onfraya przyciągają tłumy i są transmitowane przez radio. Założone jeszcze w XIX wieku Brytyjskie Krajowe Towarzystwo Świeckie, które oferuje swoim członkom i sympatykom certyfikaty unieważniające chrzest, w ciągu ostatnich czterech lat podwoiło swoją liczebność do 7 tys. osób.

"Nie możemy dłużej tolerować neutralności i posłuszeństwa. Niespokojne czasy, w których żyjemy, sugerują zmianę i sygnalizują, że nadeszła pora na nowy porządek" - pisze Onfray. Dlaczego akurat teraz "nowi ateiści" zaczęli aktywnie występować przeciwko religii i nie ograniczają się do postulatów poszanowania opinii niewierzących?

Reklama

Christopher Hitchens, autor wydanej niedawno książki "God Is Not Great: How Religion Poisons Everything" ("Bóg nie jest cudowny. Jak religia zatruwa wszystko"), były trockista, błyskotliwy krytyk literacki i - jak sam mówi - "ateista od 10 roku życia", zapytany, czy zamachy z 11 września 2001 roku utwierdziły go w niewierze, odparł: "Doznałem owego dnia, a dobiegałem wówczas pięćdziesiątki, nieprzyjemnego uczucia, że to, co się rozpoczęło, trwać będzie przez resztę mojego życia". 11 września, choć to niesłychanie ważny punkt odniesienia, nie jest oczywiście jedyną przyczyną ateistycznej krucjaty. Hitchens w jednym z artykułów wskazywał na szereg niepokojących zmian w Finsbury Park, robotniczej dzielnicy Londynu, w której się wychował, a która stopniowo zaczęła się zamieniać w "Londonistan". Symbolem tej przemiany stał się meczet, gdzie nauczał Abu Hamza Al-Masri, imam aresztowany jakiś czas temu za podżeganie do morderstwa i nienawiści rasowej. "Londonistan" powstał jednak nie tylko dzięki saudyjskim pieniądzom, które umożliwiły wybudowanie niesławnego miejsca kultu. Przyczyniła się do tego także polityka Tony'ego Blaira, ściśle wiążąca multikulturalizm ze zróżnicowaniem religijnym poprzez tworzenie odrębnych szkół wyznaniowych dla uczniów o określonym pochodzeniu etnicznym. W efekcie młodzież uczona była tego, by utożsamiać się raczej ze wspólnotą religijną niż z narodową.

Sytuacja w Finsbury Park dobrze ilustruje jeden z najważniejszych argumentów wytaczanych przez "nowych ateistów" przeciwko religii - tworzy ona między ludźmi sztuczne podziały. Jak to ujął Sam Harris, wpływowy publicysta i autor wyróżnionej nagrodą amerykańskiego PEN Clubu książki "The End of Faith" ("Koniec wiary"), "religia zbałkanizowała nasz świat na szereg odrębnych wspólnot moralnych - chrześcijan, muzułmanów, żydów, hindusów itd. - i te podziały stały się nieustannym źródłem konfliktów międzyludzkich".

To zaledwie początek litanii zarzutów. Christopher Hitchens pisze: "Istnieją cztery fundamentalne zastrzeżenia dotyczące wiary religijnej: całkowicie przeinacza ona początki człowieka i kosmosu; z powodu tego zasadniczego błędu udaje jej się połączyć maksimum poddaństwa z maksimum solipsyzmu; jest zarówno przyczyną, jak i skutkiem niebezpiecznej represji seksualnej; wreszcie ma za podstawę myślenie życzeniowe". Autorzy występujący przeciwko religii podkreślają na przemian każde z zastrzeżeń Hitchensa. Richard Dawkins broni teorii ewolucji. Sam Harris piętnuje rolę religii w utrwalaniu poddaństwa kobiet. Michel Onfray podkreśla represyjny aspekt wiary w odniesieniu do ludzkiej seksualności (sam deklaruje się jako hedonista).

W dalszej części swojej książki Hitchens stwierdza: "Najłagodniejszy argument przeciwko religii jest zarazem najbardziej radykalny i niszczący. Religia jest tworem człowieka". Onfray zapytany, czy Bóg umarł, czy też nigdy nie istniał, odpowiada: "Bóg istnieje jako fikcja, tak jak pani Bovary, Zorro czy Święty Mikołaj. Ludzka niemoc wytworzyła go, obdarzyła wszechmocą i kazała składać mu hołdy". Dla ateistycznych myślicieli liczne kontrowersje wśród wyznawców są koronnymi dowodami na to, że religia jest tworem ludzkiej wyobraźni. "Nawet ci, którzy ją stworzyli, nie mogą się zgodzić co do tego, co ich prorocy, odkupiciele czy guru zrobili lub powiedzieli" - pisze Hitchens. Wiara w wytwór fantazji jest zdaniem "nowych ateistów" śmiertelnie niebezpieczna, oznacza bowiem rezygnację z krytycznego posługiwania się rozumem. Harris argumentuje, że może to rodzić specyficzne "dwójmyślenie": "Ktoś może być tak dobrze wyedukowany, że jest w stanie zbudować bombę atomową, a jednocześnie wciąż wierzyć, że w Raju czekać nań będą 72 dziewice. Oto, z jaką łatwością ludzki umysł może zostać pokawałkowany przez wiarę, i do jakiego stopnia nasz intelektualny dyskurs przystosowuje się do religijnych mrzonek".

Ateiści odrzucają argument, jakoby wiara religijna była niezbędnym fundamentem moralności. "Żadne społeczeństwo w historii nie ucierpiało jeszcze z tego powodu, że jego obywatele zaczęli używać rozumu"- pisze Harris. Hitchens zauważa, że żadne statystyki nie dowodzą, iż ateiści popełniają więcej przestępstw niż ludzie religijni. "Gdyby sporządzono dokładne statystyki, dowiedziono by odwrotnej prawidłowości" - twierdzi. Ponieważ niewierzący nie upatrują szczęścia w życiu wiecznym, bardziej dbają o to, by doczesność była przynajmniej znośna. Jak to ujmuje Michel Onfray, ateiści "to ci, którzy wiedzą, że istnieje tylko jeden świat i sławienie zaświatów jedynie rozluźnia więzy z nim".

Przeciwko "nowym ateistom" wysuwa się zazwyczaj dwa zarzuty - wtórności i fundamentalizmu. Zarzut wtórności kwitowany jest stwierdzeniem, że bardzo wielu ludzi w różnych częściach świata doszło do tych samych wniosków co oni. Nie chodzi tu więc o wtórność, lecz po prostu o zdrowy rozsądek. Ateiści niezbyt też przejmują się oskarżeniem o rozpalanie na nowo dawno wygasłych sporów epoki oświecenia. Michel Onfray uważa, że historia filozofii przez ponad 2000 lat zdominowana była przez idealistów i najwyższa pora odkryć na nowo tych myślicieli, którzy sławili życie i doczesność, walcząc o szczęście tu i teraz. Jednym z bohaterów pisanej przez Francuza "Kontr-historii filozofii" zaplanowanej na sześć tomów jest Jean Meslier. Ów proboszcz prowincjonalnej parafii żyjący na przełomie XVII i XVIII wieku zapisał przed śmiercią cały majątek najuboższym parafianom i pozostawił w zaufanych rękach cztery kopie swojego ateistycznego traktatu, który stał się inspiracją dla Diderota i Woltera.

Zarzut fundamentalizmu brzmi o wiele poważniej. Krytycy "nowych ateistów" twierdzą, że ostrością sądów i zacietrzewieniem przypominają oni tak zwalczanych przez siebie religijnych dogmatyków. Już tytuły prac Harrisa ("Manifest ateistyczny") czy Onfraya (wspomniany "Traktat ateologiczny") sugerować mogą, iż autorzy ci starają się stworzyć jakąś agresywną formę programowego ateizmu nadającą się do natychmiastowego przyswojenia. Hitchens argumentuje jednak, że są to zarzuty chybione, bowiem środowisko ateistów nie jest monolitem wolnym od sporów. Różnica między nami a fanatykami religijnymi, powiada Hitchens, polega na tym, że my rozwiązujemy nasze spory za pomocą argumentów, a nie wzajemnej ekskomuniki. Ateizm, twierdzą wszyscy argumentujący za nim autorzy, nie jest programem. Jedynym wspólnym mianownikiem dla jego przedstawicieli jest nieskrępowane posługiwanie się rozumem.

Paweł Marczewski

p

*Paweł Marczewski, ur. 1982, historyk idei, socjolog. Doktorant w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Należy do redakcji "Przeglądu Politycznego". Publikował również w "Znaku", "Res Publice Nowej", "Gazecie Wyborczej" oraz "Nowej Europie - Przeglądzie Natolińskim".