W czwartek SA uwzględnił wniosek Sądu Rejonowego dla miasta st. Warszawy z marca br., by ze względu na "zawiłość sprawy" przenieść proces do sądu okręgowego, gdzie zasiadają bardziej doświadczeni sędziowie. Przekazania sprawy chciała obrona, która m.in. kwestionuje legalność tej największej w dziejach polskich służb operacji prowadzonej we współpracy z Amerykanami.

Reklama

Jak powiedziała PAP rzeczniczka SA Barbara Trębska, decyzję o przeniesieniu sprawy do sądu okręgowego uzasadniono m.in. tym, że sprawa jest "szczególnie zawiła" oraz wymaga szczegółowej analizy, "zwłaszcza pod kątem, czy służby specjalne nie przekroczyły granic dozwolonej prawem prowokacji". Ponadto SA wskazał, że w tej obszernej sprawie (liczy 63 tomy akt) może być konieczna międzynarodowa pomoc prawna. Według SA sąd rejonowy nie dysponuje też takim zapleczem jak sąd okręgowy.

"Stanowisko SA odzwierciedla nasze wątpliwości co do podstawy prawnej całej akcji" - powiedział PAP jeden z obrońców mec. Krzysztof Stępiński. Podkreślił, że sąd będzie badał wyłącznie zgodność działań polskich służb z procedurami. "Materiał dowodowy oparty jest na dokumentach pozyskanych przez polskie służby" - dodał.

"To wielki sukces wymiaru sprawiedliwości" - powiedział PAP inny obrońca mec. Ryszard Berus.

Sprawa dotyczy transportu 1,3 tony kokainy o wartości ok. 100 mln zł z Kolumbii do Polski z lutego 2009 r. Był on nadzorowany przez amerykańską Agencję do Walki z Narkotykami (DEA); chodziło o to, by "namierzyć" europejską siatkę dystrybutorów. Sześciu oskarżonych to obcokrajowcy, przeważnie pochodzenia południowoamerykańskiego, którzy przyjechali do Polski w celu zorganizowania dalszej dystrybucji tej kokainy.

Reklama

Jak pisały media, nakładem dużych kosztów ABW przygotowała wielką operację, aby uwiarygodnić całą sytuację. Handlarzom wmówiono, że za wszystkim stoi wpływowy "generał SB". Kokainę przechowywano w magazynie wynajętym i pilnie strzeżonym przez ABW. Oskarżeni zostali ujęci, gdy wzięli z niego próbki towaru. Za próbę wprowadzenia kokainy do obrotu w Polsce grozi im do 10 lat więzienia. Sprawę ogłoszono jako wielki sukces ABW. Według mediów narkotyki zostały zniszczone przez ABW na polecenie Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie i za zgodą stołecznego sądu.



Reklama

Oskarżeni są ścigani też i w USA; polskie sądy zgodziły się już na ich wydanie do Stanów, ale dopiero po tym, jak odbędą ewentualne wyroki skazujące w Polsce. Gdy w 2010 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie zgodził się na ekstradycję z Polski do USA jednego z nich - obywatela Kolumbii Enrique Hernana N. - powołano się na twierdzenia Amerykanów, że miał on organizować transporty setek kilogramów kokainy z Kolumbii do Polski. "To prowokacja DEA. Jestem ofiarą!" - krzyczał wtedy N. w sądzie. Jego obrona podkreśla, że "odstąpił on od udziału w sprawie", bo zapewne zorientował się, że to prowokacja - zatrzymano go poza Warszawą, gdy jechał w stronę granicy.

"Strona amerykańska twierdzi, że 20 stycznia 2009 r. przelana została kwota 100 tys. dolarów z Meksyku do Wschodniego Okręgu Michigan w Stanach Zjednoczonych Ameryki w celu opłacenia polskiego urzędnika konsularnego stacjonującego w Kolumbii" - ujawnił sąd okręgowy, zgadzając się na ekstradycję N. Według Amerykanów N. "wierzył, że ten polski urzędnik zgodził się na udział w przewozie 1000 kg kokainy do Polski z Kolumbii". Polskie media twierdzą, że ok. miliona zł kosztowało wysłanie na cztery lata oficera ABW do Ameryki Płd., który przyjął rolę konsula podatnego na korupcję.

Do wniosku ekstradycyjnego USA wobec N. dołączono zeznania agenta DEA Gary'ego Gallowaya, który przed amerykańskim sędzią zeznał, że transport do Polski zorganizowali "funkcjonariusze wymiaru sprawiedliwości Kolumbii i USA". Z wniosku USA, opartego m.in. na "legalnie przechwyconych rozmowach telefonicznych i wiadomości elektronicznych", wynikało, że od 2007 do 2009 r. w Michigan N. miał uczestniczyć w handlu narkotykami i brać udział w praniu brudnych pieniędzy. Pod takimi zarzutami sąd z Michigan wydał nakaz jego aresztowania. Mieszkający w Szwajcarii N. był monitorowany cały czas przez DEA i nie wiedział, że "przemyt" organizują tajne służby. USA odmówiły przyjazdu agentów DEA do Polski, by mogli zeznawać.