Pismo do premiera Donalda Tuska i do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie przedstawili we wtorek w siedzibie "Gazety Polskiej" Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie, i Andrzej Melak - brat przewodniczącego Komitetu Katyńskiego Stefana Melaka.
Jak powiedziała Merta, plany powołania stowarzyszenia pojawiły się bardzo szybko, tuż po pogrzebach, a stowarzyszenie ma m.in. pomagać rodzinom w dotarciu do informacji. Nie była w stanie podać liczby członków stowarzyszenia. Według niej w spotkaniu założycielskim wzięło udział od. 20 osób. Zaznaczyła, że niektóre formalnie nie chcą do niego należeć, ale są zaangażowane.
Merta poinformowała m.in., że niektóre rodziny będą się domagać ekshumacji ciał ofiar, ponieważ mają wątpliwości, czy w trumnach istotnie są szczątki ich bliskich.
"Śledztwo wyjaśniające przyczyny katastrofy toczy się opieszale, z pogwałceniem wszelkich standardów, norm etycznych i humanitarnych. Stowarzyszenie zwraca się o podjęcie działań mających na celu niezwłoczny zwrot dowodów rzeczowych w postaci szczątków samolotu Tu-154, który rozbił się 10 kwietnia" - napisano w liście, który podpisały, oprócz Melaka i Merty, także Beata Gosiewska i Zuzanna Kurtyka. Zdaniem stowarzyszenia wrak może mieć "decydujące znaczenie" dla wyjaśnienia przyczyn katastrofy.
"Towarzyszy nam głębokie poczucie bezsilności, głębokie poczucie krzywdy, jaką się nam robi, po tej straszliwej krzywdzie, która już nas dotknęła w kwietniu, nie doprowadzając do rzetelnego wyjaśnienia okoliczności tego, co stało się pod Smoleńskiem i próbując narzucić jedną tylko wizję katastrofy" - powiedziała Merta.
czytaj dalej >>>
Według niej śledztwo zostało podporządkowane założeniu o nieumyślnym spowodowaniu katastrofy, przez co "pewna część domniemań w ogóle nie zostaje podjęta". "Jesteśmy dalecy od forsowania spiskowej teorii dziejów" - zapewniła, dodając, że pewne wątpliwości - jak początkowe rozbieżności dotyczące godziny katastrofy - każą "myśleć, że w sprawie jest drugie dno".
"Na państwie polskim bardzo się zawiedliśmy" - oświadczyła. Oceniła, że strona polska "zrobiła wszystko, czego chcieli Rosjanie". "Gdybyśmy trafili na innych reprezentantów państwa, to z całą pewnością śledztwo byłoby w polskich rękach albo w rękach międzynarodowej komisji" - powiedziała. Melak, powołując się na radziecki podręcznik prawa międzynarodowego przekonywał, że Rosjanie mogliby się zgodzić traktować polski samolot wojskowy jako obiekt eksterytorialny.
Melak powiedział, że stowarzyszenie zadaje pytanie obu kandydatom w wyborach prezydenckich, "co zamierzają zrobić z dalszym ciągiem śledztwa".
Prokuratura Generalna na swojej stronie internetowej poinformowała we wtorek, że dzień po katastrofie, w pierwszym wniosku o udzielenie pomocy prawnej, wystąpiła o przekazanie dowodów rzeczowych, w tym wraku samolotu.
Rządowy Tu-154 lecący na uroczystości katyńskie rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem. Zginęło 96 osób, m.in. prezydent Lech Kaczyński z małżonką i najwyżsi dowódcy wojska. Przyczyny i okoliczności katastrofy badają prokuratury i komisje ekspertów z Polski i Rosji. Polska prokuratura bada różne wersje przyczyny wypadku, w tym niewłaściwe działanie załogi, złe zabezpieczenie lotu przez polski lub rosyjski personel naziemny oraz naciski osób trzecich na załogę.
W czerwcu polska prokuratura otrzymała ok. 1300 kart rosyjskiego śledztwa: zeznania świadków, protokoły i dokumentację fotograficzną z oględzin miejsca katastrofy i protokoły z identyfikacji ciał ofiar.