Statek zatonął w pobliżu fińskiej wyspy Uto w nocy z 27 na 28 września 1994 roku, pochłaniając 852 ofiary. Wśród nich najwięcej było obywateli szwedzkich - 501. Jest to jedna z największych katastrof na Bałtyku w XX wieku.
Doszło do eksplozji?
Szwedzkie Radio opublikowało w poniedziałek w internecie zdjęcia wysokiej rozdzielczości, na których widać wygięte na zewnątrz fragmenty konstrukcji stalowej kadłuba. Według naukowców, na których powołuje się SR, świadczy to o "poważnej deformacji" oraz "sile z zewnątrz". Eksperci twierdzą, że czarna obwódka może świadczyć o eksplozji pirotechnicznej, alternatywnie są śladem środowiska beztlenowego na dnie morza - wymaga to badań.
Nakręconego na zlecenie Szwedzkiej Komisji ds. Badań Wypadków (SHK) filmu nie chciał komentować przedstawiciel tej instytucji Jonas Baeckstrand. Mamy duży materiał do przeanalizowania - stwierdził. Materiał zdjęciowy ma zostać jesienią oficjalnie opublikowany po usunięciu widocznych na nim szczątków ofiar.
Na początku lipca Szwedzka Komisja ds. Badania Wypadków wraz ze swoimi odpowiednikami z Estonii oraz Finlandii prowadziła na Bałtyku oględziny wraku. Zebrane dane mają pomóc w stworzeniu obrazu 3D statku i są analizowane przez naukowców z Uniwersytetu Sztokholmskiego.
Aby można było nurkować przy "Estonii", konieczna była zmiana przepisów. W 1995 roku Szwecja, Finlandia i Estonia uchwaliły międzynarodowe prawo zabraniające nurkowania w pobliżu wraku, aby przeciwdziałać jego penetracji i naruszaniu "zbiorowej mogiły". Obecnie grozi za to grzywna oraz do dwóch lat więzienia. Nowelizacja, dopuszczająca działania ekspertów, weszła w życie 1 lipca.
Prace międzynarodowej komisji zostały wznowione w związku z wyemitowanym pod koniec września ubiegłego roku przez platformę Discovery filmem dokumentalnym "Estonia - katastrofa na morzu". Ujawniono w nim istnienie nieznanej wcześniej dziury w kadłubie statku.
Z oficjalnego raportu końcowego z 1997 roku, który opracowali eksperci trzech krajów, wynika, że przyczyną zatonięcia promu było oderwanie się furty dziobowej, w następstwie czego woda przedostała się na pokład samochodowy. W oficjalnym dokumencie nie ma mowy o dziurze w kadłubie.