Kpt. Józef Bandzo zmarł po ciężkiej chorobie w niedzielę w hospicjum w Wołominie pod Warszawą. Miał 92 lata.

- Wspaniały człowiek, do końca zachowywał wileńską pogodę ducha i skromność. Mimo że był dzielnym, niezłomnym żołnierzem, nigdy nie przechwalał się swoimi zasługami z okresu walk o niepodległości Polski. 21 października zamierzaliśmy wspólnie z nim obchodzić jego 93. urodziny, niestety dzisiaj zmarł - powiedział PAP Gołębiewski. Podkreślił też, że obecnie czynione są starania, aby pogrzeb "Jastrzębia" miał charakter państwowy.

Reklama

Pod koniec sierpnia br. Józefa Bandzę uhonorował prezes IPN Jarosław Szarek, który odwiedził go w domu w Warszawie i "złożył meldunek" o pogrzebie Danuty Siedzikówny "Inki" i Feliksa Selmanowicza "Zagończyka" w Gdańsku. Przedstawiciele Instytutu przekazali kombatantowi pamiątkowy ryngraf oraz fotografie z uroczystości pogrzebowych "Inki" i "Zagończyka". Mimo chęci 92-letni weteran nie mógł - ze względu na stan zdrowia - uczestniczyć w pogrzebie; choć jeszcze w kwietniu br. odprowadzał w ostatniej drodze swojego dowódcę Zygmunta Szendzielarza "Łupaszkę", który został pochowany na Wojskowych Powązkach.

Józef Bandzo, ps. Jastrząb, urodził się 21 października w 1923 r. w Wilnie; w okresie II wojny światowej należał do oddziału partyzanckiego Gracjana Fróga "Szczerbca", przekształconego później w 3. Wileńską Brygadę Armii Krajowej.

Był jednym z najstarszych stażem partyzantów, który dosłużył się stopnia oficerskiego. Brał udział w wielu akcjach bojowych, także tych spektakularnych, m.in. razem ze "Szczerbcem" zdobywał powiatowe miasto Nowe Troki, brał też udział w ataku na Wilno w trakcie operacji "Ostra Brama". Następnie został wcielony do komunistycznego tzw. ludowego Wojska Polskiego, czyli do Armii Berlinga, jednak przy pierwszej okazji porzucił szeregi tej formacji. W 1945 r. dołączył do 5. Wileńskiej Brygady AK, dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszkę", gdy ta walczyła na ziemi białostockiej.

Reklama

- Kpt. Bandzo przeszedł z oddziałami mjr. "Łupaszki" epopeję walk na Białostocczyźnie, a potem na Pomorzu i Mazurach. W 1946 roku, gdy major ponownie wyruszył w pole i odtwarzał swoje oddziały, Józef Bandzo należał do jego podstawowego składu wypróbowanych i najwierniejszych żołnierzy - mówił pod koniec sierpnia PAP historyk IPN dr Kazimierz Krajewski. Przypomniał też, że w 1947 r. Bandzo ujawnił się podczas tzw. amnestii, która - jak zaznaczył - "zdawała żołnierzy niepodległościowego podziemia na łaskę i niełaskę komunistów".

- Przykład Józefa Bandzy pokazuje doskonale czym była ta amnestia. Chodziło w niej nie o stworzenie ludziom podziemia możliwości powrotu do normalnego życia, które i tak musiałoby się toczyć w nienormalnym kraju, pod dyktaturą komunistyczną, ale o zyskanie materiału operacyjnego i wydobycie tych ludzi z lasów, tak aby byli całkowicie zależni od władzy komunistycznej. W efekcie Józef Bandzo został oskarżony i pod fałszywymi zarzutami skazany na karę śmierci, zamienioną następnie na wieloletnie więzienie. Karę odbywał w ciężkich warunkach - powiedział historyk.

- Józef Bandzo jest postacią o wymiarze symbolicznym, nie tylko dla środowisk kresowych, ale dla całego pokolenia akowskiego. Zaczynał swoją walkę z okupantem niemieckim, a potem kontynuował ją ścierając się z okupantem sowieckim i rodzimymi komunistycznymi zdrajcami. Walczył więc z obydwoma wrogami wolności naszego kraju i zapłacił za to bardzo wysoką cenę (...). To przedstawiciel pokolenia, którego Polska pewnie już nigdy nie będzie miała. Pokolenia, które wyrosło w okresie międzywojennym i zostało wychowane w patriotycznych domach i szkołach okresu niepodległości - podsumował Krajewski.