Do 12 grudnia sąd dyscyplinarny Okręgowej Rady Adwokackiej w Gdańsku odroczył postępowanie przeciwko Marcinowi Dubienieckiemu.

Powodem odroczenia była nieobecność Bianki Mikołajewskiej-Niemczyk, która w środę miała zeznawać przed sądem dyscyplinarnym. Dziennikarka "Polityki" telefonicznie powiadomiła sąd, że informację o planowanym przesłuchaniu otrzymała na tyle późno, że nie była w stanie zmienić swoich zawodowych i prywatnych planów. Dziennikarka ma zeznawać 12 grudnia.

Reklama

Postępowanie dotyczy dwóch wypowiedzi Dubienieckiego dla mediów. Dziennikarka "Polityki" miała usłyszeć od męża Marty Kaczyńskiej, że to, czy będzie on prowadził swoją kancelarię z panem M., czy z gangsterem "Słowikiem", to jest jego prywatna sprawa. Dubieniecki miał też dodać, że "ma gdzieś" to, co dziennikarze o nim mówią i piszą.

Trwa ładowanie wpisu

Natomiast dziennikarzom tytułu "Polska Dziennik Bałtycki" Dubieniecki - pytany o spółkę ze skazanym za wyłudzenie Adamem S., którego ułaskawił prezydent Lech Kaczyński - miał powiedzieć m.in.: "Jakby pan do mnie przyszedł do kancelarii i poprosił o komentarz, to dostałby pan w dziób za takie pytanie i za czelność, że pan do mnie dzwoni". Dopytywany dalej, wulgarnie zakończył rozmowę: "niech się pan odp...". Zapis tej ostatniej rozmowy dziennikarze przekazali gdańskiej Radzie.

Na posiedzeniu sądu w tej sprawie, które odbyło się 3 listopada, Dubieniecki powiedział, że nigdy nie miał zamiaru naruszać godności swojego zawodu. Dziennikarzom powiedział wówczas, że jest niewinny, a cała sprawa ma według niego "kontekst polityczny" i nigdy nie powinna trafić do adwokackiego sądu dyscyplinarnego.

Odmówił składania wyjaśnień oraz odpowiadania na pytania, z wyjątkiem zadawanych przez swojego obrońcę. Sąd odczytał więc wyjaśnienia, jakie Dubieniecki składał w tej sprawie wcześniej. W wyjaśnieniach tych powiedział m.in. że treść rozmów z dziennikarzami nie miała związku z wykonywaniem przez niego zawodu adwokata. Tłumaczył też, że dziennikarze "PDB" zadzwonili do niego podczas urlopu.

Reklama

Na rozprawie 3 listopada zostali przesłuchani dwaj dziennikarze "Dziennika Bałtyckiego" - Tomasz Słomczyński i Łukasz Kłos, którzy potwierdzili, że adwokat użył w rozmowie obraźliwych słów. Obaj zgodnie powiedzieli, że ich reakcją po rozmowie z Dubienieckim, w której użył on niecenzuralnych słów, była konsternacja.

O ukaranie adwokata wnioskował rzecznik dyscyplinarny gdańskiej Okręgowej Rady Adwokackiej. Marcinowi Dubienieckiemu może grozić od upomnienia do usunięcia z zawodu.