FIFA twierdzi, że nie ma czegoś takiego jak kultura dopingowa, i jednocześnie zaostrza kontrole. Do końca marca wszyscy finaliści mundialu w RPA muszą przedstawić rozpiskę, gdzie będą przebywać zawodnicy, by komisja mogła składać niespodziewane wizyty. Zostanie przeprowadzonych 776 testów. To niemal pełna inwigilacja.

Reklama

O co zatem chodzi? Po co aż taki rozmach w walce ze zjawiskiem, które jest coraz mniej uchwytne? Rozsądna wydaje się teza, że napędem do aż takiej skrupulatności są umiejętnie lobbujące w FIFA... koncerny farmaceutyczne i specjalistyczne laboratoria. Przemysł antydopingowy to intratny biznes (tylko jeden test kosztuje 1000 dolarów). Międzynarodowa federacja szacuje, że w minionym roku różne instytucje wydały na walkę z dopingiem w sumie ćwierć miliarda dolarów. Na sztandarach doprowadzenia do czystości w sporcie robi się zatem znakomity interes, a problem i tak pozostaje.